niedziela, 24 maja 2020

Epilog

Nad Majorką powoli wschodziło słońce. Dochodziła piąta rano. Z plaży słychać było skrzeki mew, a pod sklepy podjeżdżały pierwsze dostawy świeżych produktów. Poza tym panowała jednak idealna cisza. Świat dopiero przygotowywał się do codziennej bieganiny. 
Stephane stał na balkonie i pustym wzrokiem wpatrywał się w taflę morza. Przez całą noc próbował zasnąć. Przewracał się z boku na bok, obracał poduszkę, przykrywał i odkrywał koc, ale nic to nie dawało. Poddał się, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły wpadać. Wyszedł na balkon. Zacisnął palce na metalowej, jeszcze zimnej poręczy. Robił tak wielokrotnie. W środku ciężkiego sezonu, gdy próbował poskładać w całość rozpadającą się drużynę. Po kontuzji, od której zależała jego kariera. Gdy pokłócił się z żoną, że za mało czasu spędza w domu. 
Wychodził wtedy w świt, wdychał poranne powietrze i oczyszczał umysł. Myślał. 
Ostatnio dużo myślał. Od samobójstwa Lily minęło dokładnie dwadzieścia dziewięć dni. Prawie miesiąc. Od dwudziestu siedmiu byli na Majorce. Wyjechali jak naszybciej. Tylko złożyli zeznania, a potem spakowali walizki i wylecieli. Byle jak najszybciej zapomnieć o horrorze, przez który przeszli. Chcieli odzyskać spokój. 
Majorka była miejscem, które znali. Gdzie wszystko było przewidywalne, oczywiste. Żadnych morderstw. A przede wszystkim żadnych porwań. 
Na tym Stephanowi zależało najbardziej. 
— Też nie możesz spać?
Wzdrygnął się, słysząc nagle głos żony. Zmęczony, podszyty bólem, którego nie potrafił odegnać. Objęła męża w pasie i oparła głowę na jego plecach,
— Jak Manoline? — zapytał. 
— Śpi. Na szczęście. 
Westchnął cicho. Nie tylko oni mieli problemy ze snem. Odkąd przyjechali, Manoline każdej nocy przychodziła do łóżka rodziców. Dręczyły ją koszmary, nie potrafiła zasnąć sama. Dopiero zawinięta w kołdrę, skulona pomiędzy mamą i tatą, zapominała o demonach.
Pozwalali jej na to. I zamierzali pozwalać tak długo, jak to będzie konieczne. 
— Myślisz o Lily? 
Zacisnął zęby. Odwrócił wzrok. 
— Cały czas zastanawiam się, czy mogłem jej pomóc.
— Nie była twoją córką. 
— Ale i tak potrzebowała pomocy. 
Wiedzieli od dwóch tygodni. Wtedy przyszły wyniki. Stephane wiedział, że jego żona odetchnęła z ulgą. Brakowało zgodności DNA. Nie był ojcem Lily. Jednak nie łączyło go z Daisy nic większego. 
Jeden kamień z serca mniej. 
Sam nie miał pojęcia jakby zareagował, gdyby testy potwierdziły ojcostwo. W końcu w jednej chwili zyskałby i stracił córkę. Pewnie do końca życia obwiniałby się o jej śmierć. O morderstwa. O  piekło, które przeszła. Wyrzucałby sobie, że przecież mógł skontaktować się z Daisy wcześniej, sprawdzić co u niej. 
Ale Lily nie była córką Stephana. Nie mógł jej pomóc. 
— Myślisz, że kiedykolwiek się podniesiemy? — pytała dalej Stephanie. — Że jeszcze będzie normalnie. 
Obrócił się. Zamknął ją w szczelnym uścisku i schował twarz w jasnych włosach. Odetchnął. Pachniała czekoladą i morzem. Poprzedni dzień spędzili na plaży. Błogie godziny zabawy, wygłupów i jedzenia lodów. Niczego innego nie pragnął. 
— Przeprowadzamy się. Nowa szkoła, nowe miasto. Jest szansa, że z czasem zapomni. 
— A my? 
Pochylił się. Spojrzał żonie prosto w oczy, a potem pocałował ją czule. 
— Przejdziemy przez to. Razem. 

***

Papiery były nudne. Bardzo nudne. Małe, czarne literki wydawały się układać w kompletnie bezsensowne słowa, a słowa — w zdania. Matt ich nie rozumiał. Czytał raport po raz dziesiąty i z każdą minutą miał wrażenie, że jest napisany po chińsku. 
W końcu się poddał. Odchylił na krześle i potarł zmęczoną twarz. Pod palcami poczuł kilkudniowy zarost. Zawahał się na moment, ale w końcu machnął z lekceważeniem ręką. Prędzej czy później się ogoli. Pewnie później. Gdy żona zwróci mu uwagę. 
Westchnął. Spróbował wrócić do pracy. Musiał skończyć te papiery w terminie. Przełożeni byli nieubłagani. Minął miesiąc od samobójstwa Lily. Uwierzyli, że nie miał pojęcia o jej działaniach. Był dobrym policjantem. Nie sprawiał kłopotów. Dostał tylko pouczenie. Sprawę zamieciono pod dywan.
Ale i tak patrzyli mu na ręce. Wolał nie ryzykować. Potrzebował pracy. 
Ktoś zastukał do drzwi. Rzucił cierpkie „proszę” i w progu stanęła Arabella. 
— Przyniosłam zdjęcia — położyła na biurku cienką teczkę. 
— Coś ciekawego? 
— Tylko dowody. Wsadzą go po pierwszej rozprawie. 
Kiwnął głową. Pochylił się nad raportem. Pozwolił, by Arabella przysunęła sobie krzesło i usiadła obok. Przez dłuższą chwilę trwali w milczeniu. 
— Byłam wczoraj u Fréda — powiedziała w końcu. — Porozmawialiśmy. Znaczy ja mówiłam, a on słuchał. 
— Dochodzi do siebie? 
— Powoli. Rehabilitacja trwa. Fizycznie jest lepiej. Psychicznie… 
Nie musiała kończyć. Matthieu doskonale wiedział co powie. Minął miesiąc, ale Frédérique nadal żył jak w transie. Śmierć Lily odebrała mu resztki woli walki. Oczywiście dostał kilkumiesięczny urlop, na komendzie czekało na niego miejsce. Mógł wrócić, gdy tylko będzie gotów. 
Jednak na razie nic na to nie zapowiadało. Fréd ćwiczył, jadł, spał, odpowiadał półsłówkami i to w sumie tyle. Żadnych planów. Żadnych marzeń. Żadnych emocji. 
Tylko pustka. 
Matthieu czasami mu zazdrościł. Tego odcięcia się, zapomnienia, zostawienia na moment całego świata. On nie mógł sobie na to pozwolić. Rodzina, praca. Musiał żyć dalej. Spróbować wrócić do normalności. A przynajmniej tego, co wydawało się normalnością. 
— Antoin i Sofi z narkotykowego urządzają w piątek imprezę zaręczynową — Atabella płynnie zmieniła temat. — Wpadniesz? Oczywiście razem z Severine
Wzruszył ramionami. 
— No daj spoko! Powinieneś się w końcu rozerwać! Wyluzować! Wiem, że przechodzisz przez ciężki okres, Lily oszukała nas wszystkich. Jednak odrobina zabawy jeszcze nikomu nie zaszkodziła. 
Wzdrygnął się. Pierwszy raz ktoś otwarcie wymówił imię Lily w jego gabinecie. To było jak kubeł zimnej wody. Na moment wstrzymał oddech przekonany, że świat zaraz runie kompletnie. Że kompletnie się załamie. 
Nic takiego się nie stało. Olbrzymia kometa nie zmiotła Francji z powierzchni ziemi, nie zaatakowali ich kosmici. Na korytarzu ktoś poganiał młodych sierżantów, ktoś inny domagał się natychmiastowej wymiany tuszu w drukarce. 
Normalny dzień na komendzie. 
Jeszcze raz spojrzał na Arabellę. W jej oczach dostrzegł błaganie. Tak bardzo chciała wrócić do normalność. 
— No dobrze — zgodził się w końcu. — Wpadniemy. 
Bella rzuciła mu się na szyję, piszcząc ja mała dziewczynka. Wycałowała w oba policzki, a na jej twarzy pojawiła się prawdziwa ulga. 
Zaraz jednak spoważniała. Usiadła z powrotem i zaczęła stukać długimi paznokciami o blat biurka. Wydęła policzki. Matt miał wrażenie, że dosłownie widzi obracające się w jej mózgu zębatki. Próbował skupić się na raporcie, ale zamiast tego, co chwilę zerkał na Arabellę, czekając co powie. 
— Myślisz, że kiedyś wrócimy do normalności? — zapytała. 
Matthieu zamarł. Zacisnął zęby, odwrócił wzrok i wzruszył ramionami. 
— Pewnie tak — mruknął. — Z czasem ludzie zapominają. Wspomnienia zaczynają się zamazywać, pojawiają się nowe problemy, które przysłaniają stare. 
—A Fréd? 
— Wróci do nas i też zapomni. Jest jeszcze młody. Znajdzie sobie nowy obiekt westchnień. Ewentualnie przeniesiemy go do innej jednostki. Pomożemy mu. 
Kobieta pokiwała głową. Chyba chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się ponownie. 
W progu stanęła sierżant Sarah. Pracowała z nimi od zaledwie tygodnia. Zrekrutowana na miejsce Frédériqua. Krótko ścięte, brązowe oczy, blizna nad lewą brwią. Matt nadal nie przyzwyczaił się do jej obecności. 
— Panie komendancie? Mamy nową sprawę. 
Matthiou uniósł pytająco brew. 
— Tak? A jaką? 
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.
— Seryjne morderstwo. 

No i mamy epilog. Długo zastanawiał się nad tym, jak powinien wyglądać. Szczególnie, że to pierwsze, całkowicie nie miłosne opowiadanie o siatkarzach, które skończyłam. Znaczy pierwsze od czterech lat. 
Nie będę się specjalnie rozpisywać. Dziękuję wszystkim, którzy czytali to opowiadanie, zostawili choć jeden komentarz i dzielili się swoimi teoriami spiskowymi. Serio, nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy. 
Zapraszam też wszystkich na coś zupełnie nowego: 


To taki krótki przerywnik pomiędzy opowiadaniami pełnymi pościgów i tajemnic. 
Jak zwykle z niecierpliwością czekam na Wasze ostatnie komentarze i za wszystkie z góry dziękuję. 
Pozdrawiam
Violin

3 komentarze:

  1. Krótko i na temat 😃 minęło trochę czasu, ale każdemu z bohaterów ciężko wrócić do normalności i to jest zrozumiałe.
    Stephan i Stephani zmienili otoczenie na Majorke 😊 lepiej dla Manoline, bo to co przeżyło to dziecko, może męczyć ja do końca życia.
    Wyjaśniło się też, że Liky nie była córką Stephana 🤔 może to i lepiej...
    Najgirzej to chyba ma Fred, który był świadkiem śmierci swojej ukochanej, która z kolei okazała się zbrodniarką 😒 czy on kiedyś wróci do normalnego funkcjonowania? Tego mu życzę!
    I Matt, nadal podłamany, bo był szefem i takie coś wydarzyło się pod jego nosem. Ten brak świadomości musi go męczyć, ale trzeba żyć dalej. Cały światnie zatrzyma się z powodu Lily 😐 brutalna prawda i tak się dzieje, bo komisariat żyje i już pojawiła się następna sprawa 😀 może zajmie ona myśli bohaterów.
    Gratuluję skończenia opowiadania
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Czas leczy rany, więc jestem pewna że za jakiś czas życie wszystkich bohaterów powróci do normy. Nawet Freda. Każdego z nich łączył inny rodzaj relacji z Lily i każdy zapamiętał ją w inny sposób. Stephan przez jakiś czas sądził, iż może być jej ojcem i nawet ostateczny "wyrok" nie zmazał z jego głosy myśli, że mimo wszystko może mógł jej w jakiś sposób pomóc. Również Matt zżył się ze swoją współpracownicą i odczuwa jej brak. No i Fred ... on ma zdecydowanie najgorzej ponieważ obdarzył ją miłością i do samego końca zapewniał, że chce jej pomóc. W jego przypadku wiele wody przepłynie zanim stanie na nogi. Oczywiście jeśli chodzi o psychikę. Lily opracowała plan idealny, oszukując nawet samego Matta. Jakby to nie miało zabrzmieć, była w tym genialna. Chyba do samego końca nie wierzyłam w to, że to ona może stać za tym wszystkim. Także osobiście byłam bardzo zaskoczona, a że kryminały z zagadkami bardzo lubię, mogę rzecz iż jestem zadowolona :) To była dość nietypowa historia, bardzo dobrze napisana! Chociaż wspomnienia z "miejsc zbrodni" do dzisiaj wywołują u mnie ciarki haha ^^
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mówią, że czas jest najlepszym lekarstwem, więc pewnie gdy upłynie jego odpowiednia ilość to wszystko powoli, powoli zacznie wracać do normy. Stephane wraz z rodziną wybrał się na wakacje, aby w spokoju odreagować wydarzenia, które zostaną z nimi na długo. Szczególnie z Manoline! Dziewczynka przeżyła koszmar, więc absolutnie nie dziwi mnie to, że ma problemy ze spaniem. Wsparcie kochających rodziców na pewno pomoże jej uporać się z tą traumą :) Tak jak podejrzewałam, Lily jednak nie była córką Stephana, co nie zmienia faktu, że mężczyzna zdążył się oswoić z tą myślą. Nie może się jednak zadręczać, bo nic nie mógł zrobić. Tak samo jak Fred... On znał inną Lily, kochającą i słodką, która skradła jego serce. Jemu chyba będzie najtrudniej pogodzić się z jej utratą. Mam jednak nadzieję, że prędzej czy później otrząśnie się z tego stanu otumanienia i wróci do pracy w policji. Jego strata byłaby zbyt wielka. Matt również przeżywa, to co stało się z dziewczyną, ale... Takie już jest to życie, że na większość sytuacji nie ma się wpływu. Będzie im ciężko, ale są zgraną ekipą i dadzą radę przejść przez to wszystko :) W końcu praca na komendzie wre i nie ma czasu na nudę!
    Do samego końca łudziłam się, że może to wcale nie Lily stoi za tymi okropieństwami, jednak... Kryminały mają do to siebie, że to co oczywiste na pierwszy rzut oka, wcale takie nie jest ^^ Nie powiem, była to nieco inna historia, ale również ciekawa i wciągająca :) Także gratuluję doprowadzenia jej do końca!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń