czwartek, 16 kwietnia 2020

Rozdział 11

Fabryka wyglądała licz z horrorów. Waląca się, opustoszała, z zabitymi deskamim oknami i odpadającym tynkiem. Znajdowała się wśród nieużytków za miastem. Wokół stało tylko kilka opuszczonych baraków. Po lewej na horyzoncie majaczały światła metropolii, a po prawej pojedyncze światełko z starej farby. 
Policja podjechała po cichu. Bez kogutów, z wyłączonymi światłami i nie wszyscy na raz. Rozstawili się w różnych miejscach w okół fabryki. Zablokowano drogi. Poproszono o ekipę szturmową. Plan był skrojony idelanie. 
Stephane jechał razem z Mattem. Czuł się nieswojo w radiowozie. Matthieu cały czas rozmawiał przez radio, a on mógł tylko czekać w napięciu. Miał wrażenie, że nie pasuje, jakby urwał się z innego filmu. Nie był policjantem, nawet oficjalnie ciężko było go nazwać konsultantem. 
A jednak brał udział w śledztwie. W śledztwie, które zbliżało się do końca.
— Liczymy na to, że Havarois się podda — tłumaczył Matt. — Tak twierdzą psychoanalitycy. Zgadzam się. To wbrew pozorom słaby człowiek. Nie zakapior i morderca z filmów grozy. 
— A jednak zabił trzy osoby, a potem wyżył się na ich ciałach — zauważył Stephane. 
— Cztery. 
— Proszę? 
— Zabił cztery osoby. Podejrzewamy, że jest odpowiedzialny za śmierć Arséné Blaina. Pierwsze morderstwo. Pod wpływem chwili. Nie długo po samobójstwie ukochanego syna. 
Antiga przygryzł wargę. Kolejny element układanki trafił na swoje miejsce. 
Westchnął i oparł się o okno. Stali przy głównej bramie. Jeśli miał robić za negocjatora, Havarois musiał go dobrze widzieć. 
Stephane wiedział, że to głupie. Nie miał żadnego przeszkolenia by być tu gdzie jest. W samochodzie obok siedział policyjny negocjator, ale to ani trochę nie dodawało pewności siebie. 
Zerknął na telefon. Było po północy. Wiedział, że Stephanie pewnie czeka aż wróci. Denerwuje się, choć przecież powiedział tylko, że Matt potrzebuje pomocy. Nic o byciu mediatorem. Nic o nawet drobnym narażaniu życia. Już i tak miała za dużo na głowie. 
W którymś z pozostałych radiowozów siedziała Lily. Czy podejrzewała, że on już wie? Czy wymiana spojrzeń na komisariacie wystarczyła, by zrozumiała, że po wszystkim muszą koniecznie porozmawiać. 
— Zaczynamy za pięć minut. — Matt sięgnął na tylne siedzenie po megafon. — Na razie ja będę mówić. Wkroczysz dopiero, gdy pojawią się problemy. 
Stephane kiwnął głową. Wolał, by problemy się nie pojawiły. 
Matthieu podpiął megafon do systemu, włączył koguta i wysiadł z samochodu. To samo zrobiło kilku innych policjantów. 
— Albercie Havarois, jesteś aresztowany pod zarzutem morderstwa. Poddaj się i wyjdź z uniesionymi rękami! 
Głos Feratta poniósł się po okolicy, ale nie było żadnej reakcji. Fabryka nadal pozostawała cicha i opuszczona. 
— Jesteś pewny, że on tam jest? — zapytał cicho Stephane. 
— To najlogiczniejsza opcja — burknął Matt. — Inne są możliwe. Spokojnie. Zabezpieczyliśmy się. 
Stephane musiał mu uwierzyć. W końcu nie miał pojęcia o obławach na morderców. 
— Jeśli trzeba będzie, będziemy tu czekać całą noc! — Matthieu znów uczył megafony. Światła policyjnych radiowozów odbijały się od zniszczonych ścian. Okolica średnio nadawała się na drzemkę. Stephane wolałby, by wszystko skończyło się przed świtem. 
Tym razem coś huknęło. Technik pośpiesznie skierował reflektory na drugie piętro. Wszyscy zobaczyli zarys postaci w oknie. 
— Jest! —Matthieu triumfalnie zacisnął pięść. Sięgnął z powrotem po megafon. — Powtarzam: Jesteś otoczony. Wyjdź z podniesionymi rękami. 
Tym razem zamiast odpowiedzi dostali strzał. Kula śmignęła tuż nad głowami policjantów. Z brzękiem uderzyła w latarnie. Spadła na ziemię. 
Stephane wzdrygnął się. Niewiele brakowało.
Przez głowę przeszło mu, że nie powinien się narażać. A co, jeśli zginie? Albo zostanie ciężko ranny? Co zrobi Stephanie? Co się stanie z nią i dziećmi? Jak sobie poradzą?
Pospiesznie odgonił te myśli. Był bezpieczny. A przynajmniej tak uważa Matt. 
— Wiemy, że jesteś wściekły! — Matthieu trochę spuścił z tonu. — Ci ludzie przyczynili się do śmierci twojego jedynego, ukochanego syna. Rozumiemy to. Masz prawo być rozgoryczony, zły, naprawdę. Sąd na pewno weźmie to pod uwagę. 
Kolejnym wystrzał. Stephane już nie wiedział, czy morderca słabo strzela czy pudłuje specjalnie. Trzęsły mu się ręce, odruchowo skulił się na fotelu. Obławy na przestępców mógł oglądać w telewizji. Zdecydowanie nie nadawał się na superbohatera. 
Matt wrócił do samochodu. Sięgnął po radio. Przez chwilę rozmawiał z pozostałymi radiowozami. Stephane próbował się przysłuchiwać, ale z szumu niewiele wyłapał. 
— Teraz twoja kolej — stwierdził w końcu Ferrat. 
Antigę zatkało. 
— Że niby co? 
— Masz przekonać Havaroisa, żeby łaskawie ruszył tyłek i do nas wyszedł . — Matthieu niecierpliwie przewrócił oczami. — Spokojnie, nie musisz wychodzić, możesz mówić z auta. — Wepchnął szwagrowi do ręki mikrofon, a sam wystawił megafon przez okno. — Mów, co ci ślina na język przyniesie. Jeśli w ciągu dwóch minut się nie podda, przystępujemy do szturmu. 
Stephane wytrzeszczył oczy. Naprawdę? Miał rozmawiać? 
— Y… nazywam się Stephane Antiga — zaczął niepewnie.— Pewnie mnie znasz. Podobno twój syn Lois był moim fanem. To zaszczyt… znaczy się… nie… skarb… tak, skarb… każdy kibic jest dla sportowca olbrzymim skarbem. — Przełknął ślinę. Miał wrażenie, że pitoli trzy po trzy. Zerknął na Matta, ale ten tylko ponaglająco machnął ręką. 
Stephane odetchnął głęboko. Raz się żyje, prawda. 
— Mogę sobie tylko wyobrażać, co czujesz. Sam mam syna. Ma trzynaście lat i kocha siatkówkę. Też chce zostać siatkarze. Na razie jest jeszcze dzieckiem. Ale sport nie jest łatwy i prosty. Wspieram go i nie potrafię powiedzieć, że sport potrafi być okrutny. Nie wiem, co bym zrobił na twoim miejscu. Gdyby ktoś sprawił, że moje dziecko będzie aż tak cierpieć, na pewno byłbym wściekły. To… musiało być koszmarne…
Głos mu się załamał. Dopiero teraz dotarło do niego, przez co ten mężczyzna przeszedł. Podświadomość podsuwała najokropniejsze obrazy. Widział całą historię Loisa, ale zamiast niego był Timi. Jego mały Timote. Ukochany synek. Załamany, tracący nadzieje. Gubiący sens. Aż w końcu podejmujący najstraszniejszą decyzję. 
Czy na miejscu Havaroisa zachowałby się inaczej? Czy nie pragnąłby zemsty? 
Stephane wiedział, jaka jest odpowiedź. 
Zacisnął palce na mikrofonie. Na moment musiał odsunąć emocje na bok. 
— Nie możesz wiecznie uciekać — powiedział. — Nawet jeśli wyjedziesz z Francji do końca życia będziesz uciekał przed prawem. Czy tego chciałby Lois? Twoja żona? Mieć ojca i męża wyjętego spod prawa? Zbiega? Żyjącego w ukryciu? Ściganego międzynarodowymi listami gończymi? Czy tego by chcieli? Kochali cię, a ty kochałeś ich. Pogubiłeś się, ale jeszcze możesz wrócić na dobrą ścieżkę. 
Skończył. Nie miał już nic więcej do powiedzenia. 
Czekali w napięciu. Nie padły też żadne strzałka, ale nie było też widać żadnego ruchu. Jakby Havarois zamarł. On, policjanci, cała rzeczywistość. Sekundy wlekły się w nieskończoność, świat stanął w miejscu. 
I nagle znów było słychać stukot. Zardzewiałe drzwi otworzyły się powoli. Stanął w nich mężczyzna. Skulony, z uniesionymi rękami. Cały drżał. Obok z brzękiem upadła stara dubeltówka. 
— Poddaję się! — wrzasnął. — Poddaję się! 
Policjanci wymienili znaczące spojrzenia. Działali bardzo szybko. Otoczyli mordercę. Obezwładnili go, zakuli w kajdanki. Zaprowadzili do radiowozu. 
Stephane przyglądał się temu przez okno. Nie miał pojęcia, czy Havaroisa go widzi. Miał jednak wrażenie, że ich spojrzenie na moment się spotkały. I wtedy zobaczył w nich coś, czego nikt by się nie spodziewał. 
Wdzięczność. Zobaczył w nich wdzięczność. 


***

Frédérique nigdy nie czuł się tak dumny jak tamtej nocy. Złapali przestępcę! Prawdziwego, seryjnego morderce! Byli jak detektywi w kryminał, którymi zaczytywał się w dzieciństwie. Czyż mogło być coś bardziej ekscytującego? 
Jadąc z powrotem na komisariat, Fréd miał wrażenie, że wygrał na loterii. Z sukcesem zakończyli trudną sprawę, spisali się na medal, uratowali świat, a obok niego siedziała Lily. Lily! I uśmiechała się pod nosem. 
Zresztą uśmiechała się przez cały wieczór. 
Na samo wspomnienie ostatnich kilku godzin serce Frédériqa biło szybciej. 

Wszystko działo się bardzo szybko. Odkąd zorientowali się, że to Havarois jest mordercą, nie było czasu na choćby minutę odpoczynku. Adrenalina sprawiła, że w Ferratta wstąpiły nadludzkie siły. Jakby był na prochach. 
Oczywiście odbiło się to na jego współpracownikach. 
— Zaraz padnę na pysk — mruknęła Lily, po raz kolejny włączając ekspres. — Jesteśmy na nogach od rana, a ten wariat nie pomyślał nawet o kwadransie przerwy. 
— Dobrze, że chociaż pozwala nam chodzić do toalety — parsknął Fréd. 
Lily zaśmiała się wdzięczne. Wzięła kubek i upiła łyk kawy. Oparła się o kuchenny blat, przymykając oczy. 
— Jak tak dalej pójdzie, to będzie miał na głowie pięć trupów. Od śniadania nic nie jadłam! — burknęła. 
Czerwone światełko najpierw zaświeciło się w głowie Frédériqua, a potem zaczęło wyć przeraźliwie. 
Pomysł! Eureka! Na tą chwilę czekał całe życie. 
Zerknął pospiesznie do głównego gabinetu. Matthieu i Arabella dyskutowali o czymś zawzięcie. Byli zajęci i nic nie wskazywało na to, że zwracają uwagę na otoczenie. 
— Wiesz, że przysługuje nam przerwa na lunch, prawda? To podstawowe prawo każdego człowieka!
— Sugerujesz coś? — Lily posłała mu pytające spojrzenie. 
Wyszczerzył się głupkowato. 
— Co byś powiedziała na burgera? 
Szeroki uśmiech dziewczyny mówił wszystko. 
Wymknęli się ukradkiem, zostawiając tylko krótką wiadomość. Mieli mało czasu, może pół godziny. Nie poszli daleko, za róg. W razie czego mogli szybko wrócić. 
— Czuję się jak na wagarach — stwierdziła Lily, pożerając burgera. 
Fréd parsknął śmiechem. Oparł się o ścianę i spojrzał w niebo. Księżyc wisiał wysoko, zbliżała się pełnia. Nie widział gwiazd, ale mógł sobie wyobrazić jak migotają w oddali. 
— Strasznie to dziwne, nieprawdaż? — zaczął. — Jeszcze nie dawno byliśmy zwykłymi sierżantami, zajmowaliśmy się zamordowanymi mężami, a teraz dosłownie godziny dzielą nas od złapania seryjnego mordercy. Normalnie jak w powieści, prawda? 
Lily tylko uśmiechnęła się z rozrzewnieniem. Przymknęła oczy i również odchyliła głowę. 
— Prawdziwa przygoda — mruknęła. — Planujesz jakąś oficjalną przemowę po zakończeniu akcji? — zażartowała. 
Frédérique uniósł brwi. Alarm w głowie znów zaczął wyć przeraźliwie. Miał wrażenie, że na ramieniu stoi mu Arabella i wrzeszczy do ucha:
„Ogarnij się!”
— Nie… znaczy… chodzi o to… no… chciałem ci powiedzieć… — zaczął się plątać. Wyczekujący wzrok Lily palił niczym ogień. Z jednej strony chciał wyznać, co czuje, z drugiej tak strasznie bał się odrzucenia i kompromitacji. 
Wziął głęboki wdech. Dobra, raz się żyje. 
— Chyba jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką — wyrzucił z siebie na jednym wdechu. 
—  Czyli kim? —Skrzyżowała ręce na piersi.
— No…e… jakby to powiedzieć…
— Oh, przecież się z tobą droczę!
Stanęła obok. Byli blisko siebie, bardzo blisko. Stykali się koniuszkami palców. Serce Fréda biło jak oszalałe, choć myśli na moment przestały pędzić. Liczyło się tylko tu i teraz. Tylko oczy Lily, jej włosy niczym sprężynki i urocze dołeczki w policzkach. 
— Liluś, ja…
— Jeszcze nikt nie nazwał mnie Liluś — szepnęła, a potem wspięła się na palce pocałowała go. 
To było jak wybuch fajerwerków. Nie, o niebo lepsze niż wybuch fajerwerków! Trochę niezdarne, niepewne, ale genialne. Co potwierdził wywracający się do góry nogami żołądek, stające serce i uginające się kolana. Dla Frédériqua świat zawirował. 
W końcu odsunęli się od siebie. Lily miała zaczerwienione policzki, a Frédowi nadal było słabo. 
— Jesteś pewny, że nie ma żadnego zakazu związków pomiędzy współpracownikami? — zapytała przekornie. 
— Jeśli nawet, to mam je gdzieś. 
Teraz to on pocałował ją. Było wspaniale, dokładnie tak, jak sobie wyobrażał. A nawet lepiej! Lily była najwspanialszą dziewczyną pod słońcem, a on ją całował. Czy mógłby szczęśliwszy? 

Jadąc z powrotem na komisariat, Frédérique już znał odpowiedź na to pytanie. Miał wszystko. Wspaniałą dziewczynę, rozwiązaną bardzo trudną sprawę, świetlaną przyszłość przed sobą. Czuł się, jakby wygrał los na loterii. 
— Myślisz, że Matt będzie dzisiaj przesłuchiwał Havarois? — zapytała nagle Lily. 
— Możliwe. — Fréd wzruszył ramionami. 
— Dochodzi druga w nocy. 
— A nasz komendant to wariat
Musiał przyznać jej racje. 
— Może nie będziemy potrzebni? Albo mimo wszystko przymknie go w areszcie, obłoży ochroną, a nam pozwoli się wyspać. Nawet Ferrat nie jest nieśmiertelny. 
Kiwnęła głową. Przygryzła wargę. Jedną nogę oparła o deskę rozdzielczą, a drugą podkuliła pod siebie. 
Frédérique przyglądał jej się kątem oka. Próbował odczytać z twarzy emocje. Z jednej strony nieznaczny uśmiech, z drugiej dziwny niepokój w oczach. Jakby coś ją dręczyło, przeżywała rozterki. 
— Wszystko w porządku? — zapytał bez wachania. — Wyglądasz na zmartwioną. 
Westchnęła cicho. 
— To nic takiego. 
— Mnie możesz powiedzieć o wszystkim. Chciałbym pomóc. 
Oparła drugą nogę na desce i wyjrzała przez okno. 
—Powiedzmy, że to drobne problemy rodzinne. 
Fréd zmarszczył brwi. Oczywiście Lily nie wiedziała, że zna jej historię. Nie przyznał się do znalezienia akt. Wolał udawać, że nic nie wie. 
Oczywiście ciekawość zżerała go od środka. Zaczynał powoli rozumieć, jak niewiele tak naprawdę wie, o Lily. 
— Cóż — zaczął ostrożnie. — Jeśli jednak zdecydujesz się powiedzieć to… 
— Uważaj!!
Wszystko działo się w ułamku sekundy. Wrzask Lily. Tir na pasie. Gwałtowny skręt kierownicą. Wypadnięcie z trasy. Nieudolne próby zachamowania. Przerażenie w oczach. Krzyk. Uderzenie.  A potem cisza. Zupełna cisza. I ból. Okropny, pochłaniający całe ciało ból. 
Ledwo otworzył oczy. Wszystko było rozmazane. Nie wiedział, czy stoi, czy leży. Czuł metaliczny posmak krwi w ustach. Słyszał cichy szloch. 
— Lily… 
Zapadła ciemność. 

***

Matthieu nie zamierzał odpuszczać. Nawet przez sekundę nie przeszło mu przez głowę, że mógłby przełożyć przesłuchanie na rano. Co to to nie. Chciał raz, a porządnie zamknąć sprawę. Uzyskać przyznanie się Havaroisa do zabójstwa, odtrąbić sukces i przekazać sprawę do sądu. 
Stephane próbował wymigać się od dalszej pracy, ale Matt go nie puścił. Nie po tym, co wydarzyło się w fabryce. Jakimś cudem to właśnie Antidze udało się dotrzeć do mordercy. Pokrewieństwo dusz? Mało prawdopodobne. Prędzej wyjątkowo rozwinięta empatia trenera. 
Laboratorium potwierdziło, że na głowie pierwszej ofiary był odcisk palca Havaroisa. Sprawdzono monitoring. Jego samochód widziano w okolicy domu drugiej ofiary. Sąsiadka trzeciej widziała kogoś podobnego do mordercy przed sklepem. 
Mieli mnóstwo dowodów. Nie mógł się wywinąć. 
— Czy rozumiesz, dlaczego tu jesteś? 
Odsunął krzesło i usiadł na przeciwko podejrzanego. 
Havaroisa nie odpowiedział wyglądał strasznie. Miał podkrążone, zaczerwienione oczy, dziwne rany na twarzy, jakby sam się drapał do krwi. Skute kajdankami ręce trzymał jak najdalej od siebie. Patrzył na Matta pustym wzrokiem. Ciężko było powiedzieć, czy jest przytomny. 
— Czy rozumiesz, co zrobiłeś? — powtórzył Matthieu. 
Znów brak odpowiedzi. 
Zerknął przez ramię. Po drugiej stronie weneckiego lustra stał Stephane, gotowy wkroczyć w razie potrzeby. Wszystko nagrywały kamery. 
— Mamy dowody, że to byłeś ty. Rozumiemy, że możesz być w szoku, ale nie uda ci się wybronić. To jest…
— Zabiłem ich — wychrypiał Havaroisa. — Zabiłem ich. 
Matt kiwnął głową. 
— Czyli przyznajesz się do zabójstwa Gerarda Delacour, Cassandry La Fait i Iwo Garyna? 
— I jeszcze tego chłopca.
Matthieu zmarszczył brwi. 
— Proszę? 
Havaroisa westchnął. W jego oczach zamigotały łzy. 
— Był jeszcze taki chłopiec… dobre dziecko… ja… nie był niczemu winien! W przeciwieństwie do tej trójki… po prostu… emocje… to było zaraz po Loisie… — schował twarz w dłoniach, jego ciałem wstrząsnął szloch. 
Ferrat przyglądał mu się ze spokojem. Przesłuchał już wielu przestępców. Niektórzy byli świetnymi aktorami, inni mieli słabą psychikę. Uodpornił się na ataki histerii, wściekłość, czy próby szantażu emocjonalnego. Był w końcu profesjonalistą. 
— Czyli przyznajesz się również do zabicia Arséné Blaina? — zapytał spokojnie. 
Havaroisa pokiwał głową. 
— Wracałem do domu po pracy — wyjaśnił. — Nie planowałem tego, po prostu… Zobaczyłem go na moście, emocje wzięły górę… Potem tak strasznie żałowałem… Chciałem się zgłosić sam, ale nie potrafiłem. Moja Rosie… nie przeżyłaby tego. Wystarczy, że straciła naszego syna. Nie mogła straci też mnie.
Ból w głowie Havaroisa był wręcz namacalny. Matt po raz kolejny poczuł dziwne ukłucie w podświadomości. Czegoś brakowało. Ostatniego elementu układanki. 
Odchylił się na krześle. Jeszcze raz przyjął się mordercy. Musiał przyznać, że trochę było mu żal faceta. Arabella odkryła wiele nieprawidłowości w papierach byłych juniorów. Stypendia i pozwolenia na grę wydawane według widzi misie pracowników. Nawet nie chodziło o łapówki, choć te też się zdarzały. 
Havaroisa w pewien sposób sam był ofiarą. Zabił go okrutny świat sportu. 
— Potrzebuję oficjalnej deklaracji — oświadczył, wyciągając odpowiednie papiery. — Czy przyznaje się pan do zabicia Arséné Blaina, Gerarda Delacour, Cassandry La Fait i Iwo Garyna?
— Tak. 
Wstał. Zasunął krzesło. Zabrał papiery. Wyszedł bez słowa. 
Na korytarzu podszedł do Stephana. Trener miał podkrążone oczy i był dziwnie blady. 
— Przyznał się. 
— Słyszałem — burknął. 
— Nie cieszysz? 
— Jakoś nie potrafię. 
Matt zacisnął usta. W powietrzu wisiało napięcie. Choć wydawało się, że rozwiązali sprawę, obydwoje czuli, że coś nie gra. 
— Wszystko wskazuje na to, że to Havaroisa zabił tę czwórkę. Przyznał się, a dowody potwierdzają jego winę. Każdy sąd roztrzygnie tę sprawę w ciągu maksymalnie dwóch rozpraw. 
Matthieu nie wiedział kogo bardziej próbuje przekonać — siebie czy Stephana. 
— Pewnie dostanie długi wyrok — westchnął Antiga. 
— Dożywocie. Pewnie umrze w więzieniu. Ma słabe zdrowie. W Stanach i tak czekałabym go kara śmierci.
Ostatnie słowa, choć miały pomóc, tylko pogorszyły samopoczucie mężczyzn. Czuli się tak, jakby nad ich głowami wisiał olbrzymi czerwony wykrzyknik. I choć rozum podpowiadał by go zignorować, serce chciało dalej drążyć temat. 
— Wchodzę z powrotem — zadecydował Matthieu. — Muszę go dopytać o kilka szczegółów 
Na twarzy Stephana pojawił się cień uśmiechu. 
Havarois siedział bez ruchu. Wpatrzony w swoje dłonie, z lekko uchylonymi ustami, wyglądał jak ofiara katastrofy naturalnej. Nawet nie drgnął, gdy Matt znów usiadł. 
— No dobrze, w takim razie kwestię samego morderstwa mamy już odhaczoną — powiedział. — Ale musimy jeszcze wyjaśnić to. — Wyjął z teczki zdjęcia z miejsc zbrodni i podsunął je Albertowi. 
Havaroisa przez moment wydawał się ich w ogóle nie zauważyć. 
Po chwili jednak zmienił się w ułamku sekundy. Pobladł, otworzył szeroko oczy i desperacko zaczął łapać powietrze. 
— Co… co to jest? 
— Ciała ofiar po znalezieniu — wyjaśnił spokojnie Matt. Nawet przez sekundę nie dał po sobie poznać, że jest zaskoczony. Wielokrotnie widział, jak przestępcy udawali, że nie poznają miejsc zbrodni. Przewidywalna linia obrony. 
— Delacoura poćwiartowano, La Fait oskalpowano i pocięto, a Garyna wypatroszono. Brutalnie i po śmierci. 
Havaroisa wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Spoglądał to na zdjęcia, to na Matthieu i cały czas uparcie kręcił głową. 
— Ja nie wiem, ja nie wiem, to nie ja, jak mogła, to nie ja… 
Matt zmarszczył brwi. Coraz mniej rozumiał. Wykrzyknik już nie był wykrzyknikiem — zamienił się w mega olbrzymi, oczojebny wykrzyknik. 
— Zaraz, sekundę. Czyli twierdzisz, że nigdy nie widziałeś ciał w takim stanie? 
Havaroisa przełknął ślinę, a potem przytaknął. 
Matthieu splótł palce. W jego głowie pojawiła się teoria. Szalona, ale pasująca jak ulał. 
— Kim jest „ona”? 
Havaroisa zamarł. Dziwna trzeźwość pojawiła się w jego oczach. 
— Nie złapaliście jej? 
— Nie wiemy o kim mówisz. 
Potarł palcami skroń. Pochylił się nad stołem i rozglądnął, jakby podejrzewał, że ktoś podsłuchuje. 
— Przedstawiła się jako Margaret — wyjaśnił. — Mówiła… nie wiem, dlaczego dałem się przekonać… Wiedziała, że chce zemsty. Pomogła mi! I obiecała, że zrobi coś z ciałami. Ale nie wiedziałem, że miała na myśli to! 
Wybuchnął płaczem. Cały się trząsł, kiwał w tył i w przód. Runęły wszelkie bariery, kompletnie się rozsypał. 
Matthieu westchnął. Zanotował, co usłyszał i już chciał pytać dalej, gdy nagle otworzyły się drzwi. Stanęła w nich Arabella. Nie rzuciła jednak typowym żartem. Była zaskakująco poważna. Aż nawet Matt poczuł się nieswojo. 
— Coś się stało? 
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Zaczęła szybciej oddychać. 
— Chodzi o Lily i Freda. Mieli wypadek.


Hej, cześć i czołem! Z przyjemnością przedstawiam kolejny rozdział mojego opowiadania. Wiecie, że powoli zbliżamy sie do końca? Zostały trzy, może cztery części i epilog. 
Jak Wam się podobał rozdział? Macie jakieś podejrzenia kim jest Margaret? Jak zwykle z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i za wszystkie z góry dziękuję. 
Pozdrawiam
Violin

3 komentarze:

  1. Na początku było groźnie ;o strzały, policyjna akcja, działo się! a w tym wszystkim Stephan XD no fajnie XD dali mu megafon i jazda, powiem szczerze, że to musiało być stresujące chyba jeszcze gorzej niż jakieś przemówienie na konferencji :O ale dał radę, jako mediator 3xTAK! te pokłady współczucia i zrozumienia człowieka, który stał się przestępcą przez to co go spotkało, nie poradził sobie ze stratą i w niewłaściwy sposób użył kumulujących się emocji...ale no nie współczuję mu, przestępca to przestępca, a morderstwo to morderstwo. Szczególnie takie okrutne, że jeszcze pastwił się nad ciałem...
    Później była miłość <3 Liluś <3 słodko i jeszcze burger i jak w końcu Frédérique ogarnął się i wziął się na odwagę, wyznał te uczucia to ty im zgotowałaś takie coś?! serio, ja im juz planowałam przyszłe życie, a tu wypadek...Kto przeżyje? Czy oni z tego wyjdą? te pytania ryją mi teraz dziurę w głowie!
    Matt to naprawdę policjant z krwi i kości, który bardzo sumiennie wykonuje swoją pracę. Nawet prowadził przesłuchanie w środku nocy. Gdyby nie jego oddanie dla swojego zawodu i szybkie łączenie wszystkiego w całość to nie odkryłby drugiego dna. Czy może raczej wspólniczki w zbrodni? Margaret teraz pora na ciebie i tak cię złapią!
    Czekam na wiadomości dotyczące Lili i Freda
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! No oczywiście! W samo morderstwo uwierzę bo Havarois motyw miał. Jako cierpiący i zdesperowany ojciec chciał odpłacić ludziom za krzywdy jego dziecka. Ale nie mogłam uwierzyć w to co niby miałby zrobić z ciałami. Przecież to dzieło jakiegoś psychopaty, a ten facet, mimo iż zbrodnię popełnił, to nie wydawał się być aż takim typem. Pytanie tylko, kto go do tego wszystkiego zmotywował i kim jest tajemnicza Margaret? Dumam i dumam i jeśli wcześniej był jakiś "znak" to musiałam to przeoczyć. Nie mam zielonego pojęcia kim może być ta kobieta ;o
    Stephane jako mediator można rzec wygrał ten rozdział :) Jak widać ma wiele ukrytych talentów o których istnieniu nie miał pojęcia. W sumie nie "rozmawiał" z Havarois jako idol jego syna, a jak ojciec, który rozumie rozpacz innego ojca. Podszedł do niego po prostu po ludzku.
    Lily i Fred ^^ no tego to ja się nie spodziewałam! Sądziłam, że zanim facet wyduka z siebie znaczące słowa to obydwoje zaczną siwieć. Chociaż nie! Bardziej zaskoczyła mnie bezpośredność Lily. Ktoś ją podmienił czy po cichu również darzyła swojego kolegę z pracy "cieplejszym" uczuciem? Dobra, nie będę wnikać. Ważne że w ich relacji został postawiony dość poważny krok :) I wszystko było by ładne i piękne gdyby nie ten nieszczęsny i pechowy wypadek :( Mam nadzieję, że nic poważnego się im nie stało!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Obława zgodnie z przewidywaniem Matta przebiegła wzorcowo. Oczywiście jak zawsze w takich sytuacjach coś mogło pójść nie tak, ale tutaj na szczęście na strachu się skończyło. Pan Havarois po krótkiej walce powiedział "dość" i dał się złapać. Kto wie, może zakończenie tej sprawy i jemu w końcu przyniesie długo wyczekiwaną ulgę? Rozumiem jego motyw. Miał syna, ukochanego syna, dla którego pragnął jak najlepiej, chciał patrzeć jak szczęśliwie dorasta i spełnia swoje marzenia, a zamiast tego dostał jego samobójstwo w tak młodym wieku. Pchnięty żalem i poczuciem niesprawiedliwości postanowił zemścić się na ludziach, którzy w jakiś sposób przyczynili się do decyzji o odebraniu sobie życia. Jednak tak jak myślałam okaleczenie ciał w taki sposób było ponad jego siły. Przyznał się do morderstw, ale zdjęcia ofiar, które zobaczył przeszły jego najśmielsze oczekiwania. Margaret? Nie wiem, dlaczego moją pierwszą myślą było to, że matka Lily jednak żyje i ma związek z tą sprawą :D Wiem, że to absurdalne, ale nikt inny mi w tym momencie nie przychodzi do głowy.
    Biedny Stephane! Myślał, że jakoś uniknie roli, która została mu powierzona, ale nie docenił Matta. Ten kazał mu natychmiast działać i co biedny Antiga miał począć? Zastosował się do poleceń pomimo ogromnego strachu i tadam! Postawił się na jego miejscu i to wystarczyło. Zrozumiał go i jego motyw i po prostu przemówił do niego po ludzku. Jak widać to wystarczyło, a pan Havarois był mu mu prostu wdzięczny.
    Lily i Fred? Ale jak? Tak szybko? Tego to się nie spodziewałam! Myślałam, że miną lata świetlne zanim Fred wyzna dziewczynie co do niej czuje, a tu taka niespodzianka! I jeszcze większy szok, kiedy to Lily pierwsza go pocałowała! Czyli wychodzi na to, że też potajemnie żywiła do niego uczucia ^^ I gdy ja tu czytam o ich beztrosce w cieniu tych makabrycznych wydarzeń to... Jaki wypadek?! Hej, tak się nie robi! :D Mam ogromną nadzieję, że ta dwójka wyjdzie z tego cało. Muszą przeżyć!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń