poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Rozdział 12

Matt nigdy nie myślał w takim tempie. Jego myśli nigdy jeszcze nie pędziły w tylu chaotycznych kierunkach. Dociskał desperacko pedał gazu, pędząc przez miasto. Wymijał nieliczne o tej porze samochody. Syrena policyjna wyła przeraźliwie. Światła odbijały się w kałużach na asfalcie. Obok siedział Stephane. Równie przerażony, blady. Co chwilę wykręcał numer żony, ale ta nie odbierała. 
— Bella, wiesz coś? — zapytał przez radio Matthieu. 
— Na razie nie. Obdzwoniłam wszystkie szpitale. Jeszcze ich nie przewieźli. 
Głos kobiety drżał. Odsunęła na bok wszelkie żarty. Były sprawy ważne i ważniejsze. 
Fréd. Lily. Wypadek. 
W tamtej chwili zapomnieli o śledztwie. Havaroisa został zamknięty w policyjnym areszcie. Miał czekać na dalsze przesłuchanie. 
Sprawy ważne i ważniejsze.
— Myślisz, że to poważne? — odezwał się w końcu Stephane. — Może tylko się połamali? 
— Gdyby tak było już dawno byśmy wiedzieli. 
Trener zagryzł wargę. Matthieu poczuł dziwne ukłucie w sercu. Tak strasznie chciałby wierzyć, że to nic takiego, ot drobna stłuczka, może tylko wypadli z drogi i utknęli w bagnie. Przecież takie wypadki zdarzają się codziennie. 
Ale logiczne myślenie w tym przypadku było wyjątkowo bolesne. Mógł tylko wyobrażać sobie, co zastaną na miejscu. 
Kątem oka zerknął na Stephana. Antiga wręcz wymusił na szwagrze wzięcie na miejsce wypadku. Czy Ferrat wiedział dlaczego? Nie. Ale coś zaczynało mu świtać. 
Już chciał dopytać, jednak w tym momencie dojechali na miejsce. Trzy pasy obwodnice zajęte były przez straż pożarną, pogotowie i policje. W poprzek stał tir. Ruch kierowano drugą stroną. Wszędzie pełno było ludzi. Miejsce wypadku odgrodzono żółtymi taśmami. 
Matthieu i Stephane wypadli z samochodu. 
— Gdzie pasażerowie? — Matt zapytał pierwszego z brzegu policjanta. 
— O kim pan mówi? — Młody totalnie zgłupiał. 
— O ofiarach! Co się stało z ofiarami!
— Nie wiem, ja tu tylko sprzątam!
Matt wyminął go bez słowa. Rozglądnął się nerwowo, szukając kogoś, kto dowodziłby całą akcją. Daleko za barierką widział w ciemności zarysy samochodu. Ruszył w tamtą stronę, a Stephane pobiegł za nim. 
— Przepraszam, ale nie może pan tam wejść. 
Drogę zagrodziła mu starsza policjantka. Wyszarpał zza pazuchy odznakę i pomachał jej przed nosem. 
— Komendant Matthieu Ferrat. Wydział zabójstw. W tym samochodzie byli moi ludzie, muszę dowiedzieć się, co z nimi! 
— Rozumiem, ale… 
Zignorował ją. Przeszedł pod taśmą. Szedł w stronę auta. Z każdym krokiem co raz szybciej i szybciej. Ostatni odcinek przebiegł. Dopadł do wraku, zajrzał do środaka. Wszędzie pełno było krwi. Rozbita szyba, poskręcany plastik, powyginany metal. Przez siedzenie pasażera przebijał się metalowy pręt. Rozglądnął się. Na trawie wokół widać było ślady krwi i przypalenia.
Nie znalazł żadnych ciał.
Ze świstem wypuścił powietrze. Opadło z niego pierwsze napięcie. Wrócił do drogi, gdzie czekał na niego Stephane. 
— Znalazłem Fréda — mruknął. 
Matt uniósł brew. Odruchowo spojrzał w stronę karetek. Medycy krzątali się w okół kogoś na noszach. W świetle reflektorów dostrzegł znajomą ciemną czuprynę. To był Frédérique. To musiał być Frédérique. 
Był. Wyglądał strasznie. Opuchnięta twarz. Nadpalone włosy. Poparzenia. Ręka wygięta pod dziwnym kątem. Poszarpane ubrania. Rozcięta warga. Zaschnięta strupy krwi. 
— Fréd? — Mathieu przykucnął obok noszy. — Słyszysz mnie Fred? 
— Szef? — Chłopak z trudem uchylił powieki. 
— Jak się czujesz? 
— Lily… — tylko tyle był wstanie wychrypieć. Sekundę później jego ciałem wstrząsnęły drgawki. 
Ratownicy odepchnęli Matthieu. Z przerażeniem patrzył, jak próbują ustabilizować stan Roshera. Gdy im się udało, wsadzili go do karetki i odjechali bez słowa. Komendant mógł tylko patrzeć, jak znikają w ciemności i modlić się, by Fréd był bezpieczny. 
Jeszcze dłuższą chwilę stał bezruchu w miejscu. Nagle spłynęło na niego zmęczenie z całego dnia. Adrenalina wyparowała. Jedyne czego zapragnął, to położyć się do łóżka, przytulić żonę i przespać kolejne dwadzieścia cztery godziny. 
Frédérique, biedny Frédérique, jego sierżant, powinien go chronić, dbać…
Do rzeczywistości przywróciły Matta dopiero słowa Stephana. 
— Widziałeś Lily? 
Rozglądnął się nerwowo. Na miejscu były jeszcze dwie karetki. Jedna opatrywała kierowcę tira. Druga czekała na wytyczne. 
— Zajmowaliście się dziewczyną? — zapytał Matthieu. — Blondynka, dwadzieścia kilka lat, była pasażerką w samochodzie. 
— Nikogo jeszcze nie mieliśmy. — Pokręcił głową ratownik. 
— Na pewno? Inne zespoły też nie? Może była tylko poharatana? Nikogo nie widzieliście? 
— Przykro mi, ale nie. 
— A może ciało? Zabrali kogoś? — Te słowa ledwo przeszły mu przez gardło. W jego głowie pojawiła się przerażająca wizja. Bezwładne ciało Lily, pusty wzrok, czarny worek. Zespół nad trumną, przemówienie…
— Żadnych ofiar. Dwóch poszkodowanych. Brak zabitych. To cud. 
— Tak, cud… 
I nagle oszalał. 
Nie miał pojęcia co w niego wstąpiło. Nagle ktoś po prostu wyłączył myślenie. Szukał chaotycznie, biegał od policjanta do policjanta, od strażaka do strażaka, pytając o Lily. Czy ktoś nie widział pasażera? Nie? Przecież musiał być! Tak, dziewczyna, blondynka. Nie wiem, czy zginęła, wy mi powiedzcie. Nie, nie uspokoję się! Przecież nie mogła znikną!
— Szukajcie dziewczyny! — nakazał, ignorując fakt, że przecież nie dowodzi. — Musi gdzieś być. W samochodzie były dwie osoby, powtarzam dwie! Mogła wypaść przez szybę. Albo wydostać się sama, odczołgać, a potem stracić przytomność. Conajmiej dziesięć metrów od auta. Szukajcie, szukajcie, szukajcie!
Szukali. Policja dostosowała się do poleceń Ferrata. Nikt zresztą nie odważyłby się dyskutować z wściekłym komendantem. Wzięli latarki, krótkofalówki i metr po metrze przeszukiwali wysokie trawy wokół miejsca wypadku.
Jedynie Stephane nie brał udziału w poszukiwaniach. Stał przy taśmie i pustym wzrokiem wpatrywał się w niebo. Z jego twarzy ciężko było odczytać jakiekolwiek emocje. Przejmował się? Denerwował? A może w napięciu czekał aż odkryją ciało policjantki?
Do tego ostatniego nie doszło. Znaleźli strzępki ubrań Lily. Dokładniej policyjnej kurtki. Możliwe, że resztki jej krwi. 
Żadnego ciała. Nawet części. Urwanej ręki, czy czegoś podobnego. Samej Lily też nie znaleźli. Jakby dosłownie rozpłynęła się w powietrze. 
— Przecież to nie możliwe. — Matt nerwowo krążył po miejscu wypadku. 
Rannych odwieziono do szpitala, zaczęto sprzątać wrak. Drogówka chciała jak najszybciej otworzyć zablokowane pasy. 
— Może jednak nie było jej w samochodzie? — zaproponował bez przekonania Stephane. — Może wysiadła gdzieś po drodze, musiała coś załatwić. 
Matthieu stanowczo pokręcił głową. 
— Kazałem im jechać prosto na komendę. Mieli pomóc w przesłuchaniu. 
— Jeśli pokłóciła się z Frédém mogła kazać się wysadzić. Kobiety są nieprzewidywalne. 
— A kurtka? 
— Zapomniała w pośpiechu. 
— Nie odbiera telefonu. 
— Myśli, że to Frédérique. Nadal jest na niego obrażona. 
Matt zacisnął zęby. Rozum chciał przyjąć logiczne wytłumaczenie, ale przeczucie podpowiadało, że cała ta sytuacja jest bardzo dziwna. 
Jeszcze raz obszedł wrak samochodu. Zajrzał do środka. Powyginany metal przypominał zęby potwora. W ciemności ciężko było dostrzec szczegóły. 
Jednak nagle coś błysnęło pod fotelem. Matthieu schylił się i drżącymi rękami podniósł mały przedmiot. Obrócił go w dłoni. Wiedział co to jest i co oznacza. 
Wrócił do Stephana. Wcisnął mu znalezisko do ręki. 
— Wiesz co to jest? Odznaka Lily. Nigdy by jej nie zostawiła. Wiesz, co to oznacza? 
Antiga zamrugał zaskoczony. 
— Nie mam pojęcia. 
— Że Lily Garout była w tym samochodzie. I gdzieś zniknęła. 

***
Stephanie czekała. Nie mogła spać. Nie teraz. Nie, gdy Stephane był gdzieś tam, daleko i narażał swoje życie, by złapać mordercę. Oh, ufała Matthieu, że go ochroni. Że nie pozwoli, by stanął na lini strzału. Ale wypadki się zdarzają. A tu chodziło o mężczyznę, którego kochała. 
Westchnęła głęboko. Usiadła na łóżku i wyjrzała przez okno. Był środek nocy. Gdzieś w oddali szczekał pies. W pokoju obok spały dzieci. Panował spokój. 
Jedynie jej myśli szalały. Próbowała skupić się tylko na Stephanie, na bierzących godzinach, zabójcy. Nie potrafiła. Ostatnie kilka godzin było niczym trzęsienie ziemi. Jej poukładane, wspaniałe życie rozsypało się na milion kawałków. Pojawiła się bowiem Lily. Niczym bumerang z przeszłości. 
Dziewczynę pierwszy raz spotkała przed dziesięcioma dniami. Poszły z siostrą na zakupy. Babski wypad. Normalka. Gdy Sévérine przymierzała sukienkę, do Stephanie podeszła Lily. Wręczyła kopertę z listem. W środku było wszystko. O Daisy, imprezach, samobójstwie. Dziewczyna prosiła o spotkanie. 
Na początku Stepjanie nie zamierzała przyjść. Uznała to za głupi żart. Miała zamiar zapomnieć o liście, Lily i całym incydencie. 
Ciekawość wzięła górę. Następnego dnia stawiła się w umówionym miejscu. Chciała więcej dowodów. Lily je dostarczyła. Zdjęcia Stephana i Daisy. Pocztówki, które wymieniały. Swój akt urodzenia. Dokładnie wyliczyła, kiedy nastąpiła tamta noc. Miała nawet zdjęcia z imprezy. 
Brakowało jedynie badania DNA. 
Po to się spotkały. Lily, oprócz kolejnych dowodów, miała przekazać zestaw do pobrania próbki. Stephanie nie mogła dłużej czekać. Czuła się okropnie, ukrywając wszystko przed mężem. Ale musiała wiedzieć. Musiała znać prawdę. 
Ale potem wszystko się pokomplikowało. 
Teraz już nie chciała niczego innego, jak tego, by całe to szaleństwo się skończyło. By Stephane wrócił do domu, cały i zdrowy, by mogła go przytulić i upewnić się, że będzie dobrze. 
Czy zastanawiała się, co będzie potem? Trochę. Musiała. Życie wywróci się do góry nogami. Przynajmniej trochę. Lily mimo wszystko była pełnoletnia. Nie zamieszka z nimi od tak. Może uda się ułożyć jakoś nową rzeczywistość. 
Chciała być choć trochę zła na Stephana, ale nie potrafiła.  W końcu nie miał pojęcia o istnieniu córki. Nie potrafiła go winić. Bardziej była zła na Daisy. Dlaczego nie powiedziała o ciąży? Dlaczego ukryła istnienie córki? Przecież Stephane, choć młody, był odpowiedzialny. Na pewno nie zostawiłby jej samej. 
Stephanie wolała nie myśleć, jak potoczyłoby się ich życie, gdyby Stephane jednak wychowywał Lily.   
Łup!
Z zamyślenia wyrwał ją dziwny trzask. Wyprostowała się gwałtownie. Nasłuchiwała. Stukot nie powtórzył się. W ciszy panującej w domu słychać było tylko tykanie zegara. Żadnych kroków, wskazujących na powrót Stephana. Żadnych zapalonych świateł. 
Zachowała jednak czujność. Dziwne przeczucie podpowiadało jej, że coś się dzieje. 
Wstała powoli. Ostrożnie wyjrzała na korytarz. Był pusty. Podeszła do pokoju, w którym spały dzieci. Przez moment stała pod drzwiami. Wahała. W końcu jednak nacisnęła klamkę i weszła do środka. 
Dzieci spały. Maluchy Severine w swoich łóżkach. Timote na materacu. A Manoline… 
Zamrugała zaskoczona. Rozkładany fotel był pusty. Okno otwarte. Kołdra rozkopana. Poduszka na ziemi. Obok leżały kapcie. 
Dokładnie trzy sekundy zajęło jej zrozumienie, co się stało. 
— Manoline! — doskoczyła do okna. Wyjrzała do ogródka, ale nie zobaczyła niczego podejrzanego. 
— Manoline! 
Obudziła wszystkich. Dzieci, siostrę. Nie obchodziło jej to. Przeszukała cały dom, pokój po pokoju. Kilka razy. Nawet sprawdziła ogród. Nigdzie jednak nie znalazła Many. Jakby dziewczynka rozpłynęła się w powietrzu. 
Spanikowała. Serce biło jak oszalałe, z trudem łapała oddech. Co chwilę powtarzała imię ukochanej córki. Czuła się jak w horrorze, najstraszniejszym filmie. Nie chciała uwierzyć w to, co się dzieje. Cały czas liczyła, że Many wyskoczy gdzieś z szafy i oznajmi, że wszystko było tylko głupim kawałem. 
Ale przeczucie podpowiadało, że to nie żart. 
Po czterdziestu minutach poszukiwać, w końcu zrozumiała, co się stało. Stanęła na środku dziecięcego pokoju, spojrzała na siostrę i wyszeptała. 
— Manoline zniknęła. 

***

Stephane wiedział, że powinien być zmęczony. W końcu nie spał od prawie dwudziestu godzin. Powinien więc mieć wszystkiego dość i chcieć jedynie zakopać się w łóżku. Tak mówił, a raczej krzyczał jego mózg. Żeby dał sobie spokój. Morderstwo to sprawa Matta. Jak się śledztwo skończy, na spokojnie pogada się z Lily. 
Tylko, że serce nie pozwalało odpuścić. Bo co jeśli Lily naprawdę była jego córką? Powinien mieć na nią oko. Pilnować, by nic się nie stało. 
Zresztą nawet jeśli nie był jej ojcem, to polubił tę dziewczynę. Była naprawdę sympatyczna. Desperacja popchnęła ją do kontaktu ze Stephanie. Potrafił to zrozumieć, naprawdę. Na jej miejscu postąpiłby podobnie. 
Dlatego, gdy tylko usłyszał o wypadku, wymusił na Matthieu zabranie na miejsce. Musiał sprawdzić, czy z Lily wszystko w porządku. Był w końcu troskliwym ojcem. I dobrym człowiekiem. Nie wybaczyłby sobie gdyby Lily zmarła nie wiedząc, że ma kogoś, kto się o nią martwi. 
Gdy dotarli na obwodnice, poczuł dziwne ukłucie w sercu. Coś był nie tak. Czuł to każdą komórką ciała. Jakby nad miejsce wypadku unosiła się dziwna aura. Przeszywająca do szpiku kości i mówiąca, że to jeszcze nie koniec. 
Z dystansem przyglądał się poszukiwaniem Lily. Podświadomość podpowiadała mu, jaki będzie ich skutek. Gdy Matthieu przyniósł odznakę dziewczyny, tylko udawał zaskoczonego. Przecież nie miał jeszcze żadnych konkretnych podejrzeń. 
Wrócili na komendę. W Matthieu znów wybuchła adrenalina. 
— Jakieś wieści od Fréda? — rzucił, ledwo przekroczywszy próg gabinetu. 
Arabella na sekundę oderwała się od komputera. 
— Połamane żebra. Kości ogółem. Wstrząs mózgu. Przebite płuco. Kiepsko, ale wyliże się z tego. 
— Rozmawiałaś z nim. 
— Jest na lekach przeciwbólowych. Śpi. 
Kiwnął głową. 
— Namierzyłaś telefon Lily? 
— Po ostatniej aktywności? Kilka metrów od miejsca wypadku. Potem cisza. 
Zacisnął zęby. Odwrócił zęby i wyszedł na korytarz. Stephane pobiegł za nim. 
— Jeśli chcesz, możesz iść do domu — rzucił. 
— Chcę wiedzieć, co się stało z Lily. — Trener był wyjątkowo stanowczy. — Nie pytaj na razie dlaczego, ale to ważne. 
— Jak chcesz. — Matthieu tylko wzruszył ramionami. 
Przez moment szli w zupełnym milczeniu. Dopiero, gdy Matt pchnął ciężkie, stalowe drzwi, Antiga zorientował się, gdzie dotarli. 
Byli w areszcie. 
Starszy strażnik wskazał ostatnią z celi. Tak jak Stephane podejrzewał, siedział tam Havarois. Pod ścianą, ze spuszczoną głową i przetłuszczonymi włosami. Wyglądał jak ofiara długoletniej choroby alkoholowej i bezdomności. 
Matthieu otworzył kraty. Havaroisa nawet na niego nie spojrzał. 
— Musimy porozmawiać. 
— Przecież rozmawialiśmy. 
— Kto i dlaczego porwał Lily Garout?!
Stephane wzdrygnął się. Pierwszy raz słyszał Matthieu tak wściekłego. Jakby wstąpił w niego sam diabeł. 
— Mów do cholery! 
— Nie mam pojęcia, o czym pan mówi! — Havarois skulił się jeszcze bardziej. — Nie znam żadnej Lily! 
— Kłamiesz! Cały czas kłamiesz! Lily zniknęła tuż po twoim aresztowaniu. Myślisz, że jesteśmy durni? Że nie połączymy faktów? Ktoś skorzystał z okazji. Kto? Zapewne twoja szanowna wspólniczka, niejaka Margaret. 
Havarois zacisnął zęby. Powoli podniósł głowę. Nie spojrzał jednak na Matta, tylko na Stephana. Pod wpływem jego spojrzenia, trenerem aż wstrząsnęło. Poczuł zimny pot na skroni. W tych oczach było coś niepokojącego, przerażającego. Jakby próbowały obedrzeć człowieka ze wszelkich tajemnic. 
— Nie mam pojęcia, o czym panowie mówią — powtórzył, przez zaciśnięte zęby. 
Matt cofnął się o krok. Zmierzył mordercę zimnym spojrzeniem. Odzyskał spokój, umiejętność logicznego myślenia. Przysunął sobie krzesło. Stephane stanął obok i oparł się o ścianę. 
— Kim jest Margaret? 
— To przesłuchanie?
— Grzeczna wymiana zdać. 
Havarois spojrzał spode łba. Temperatura w pokoju jakby nagle spadła o kilka stopni. Stephane poczuł się dziwnie. Jakby najgorsze dopiero miało nadejść. 
— Nie wiem. — Głoś Havaroisa był pozbawiony wszelkich uczuć. — Tak się właśnie przedstawiała. Margaret. Nie wiem jak mnie znalazła i skąd wiedziała, co spotkało Loisa. Zadzwoniła mówiąc, że pomoże wymierzyć sprawiedliwość. Kontaktowaliśmy przez ulotki. Ustalaliśmy miejsce spotkania. Zawsze gdzieś indziej. Nie wiem jak naprawdę wygląda. Przychodziła w perukach, różnie ubrana. 
— Wiek? 
— Ponad dwadzieścia lat? Nie wiem. Współczesne dziewczyny różnie wyglądają. 
— Jak pomagała?
— Zorganizowała narzędzia. Pomogła dostać się do budynków. A potem miała pozbyć się ciał. 
— Z tym ostatnim średnio jej szło — prychnął Stephane. 
Matt uciszył go machnięciem ręki. Zmrużył oczy. Był profesjonalistą. Wiedział, jak przeprowadzać przesłuchanie. 
— Myślisz, że Margaret to jej prawdziwe imię? 
— Wątpię. Robiła wszystko, by nie zdradzić swojej prawdziwej tożsamości. 
— Zaufałeś jej? 
— Byłem zaślepiony zemstą. Pragnąłem śmierci tych, którzy odebrali mi syna. Tylko to się liczyło. 
— Masz jakieś dowody kontaktu. 
— Wszystko spaliłem. Tak kazała Margaret. 
— I naprawdę nie zainteresowało cię, co robiła z ciałami?! — Tym razem to Stephane wybuchnął. — Nie słyszałeś o poćwiartowaniu Delacoura? Nie włączyła ci się wtedy czerwona lampka, że coś jest nie tak? 
— Nie wiedziałem. Nie oglądam telewizji, nie czytam gazet. Internetu nawet nie potrafię obsługiwać. 
— Ta, bo jeszcze uwierzymy. 
Havarois tego nie skomentował. Odwrócił się do mężczyzn, a wzrok znów wlepił w podłogę. To był znak. Nic więcej nie powiem. Radźcie sobie sami.
Wyszli bez słowa. Strażnik zamknął cele. Pożegnał się skinieniem głowy. Gdy wrócili do biura, zegar wskazywał trzecią nad ranem. MImo tego cała komenda nadal tętniła życiem. A raczej zdenerwowaniem. Arabella przejęła pałeczkę. Rozkazywała ludziom, szukając jakiegokolwiek śladu przyjaciółki. 
Stephane przez moment przyglądał się jak kobieta wykrzykuje polecenia, w jednym uchu nadal mając słuchawkę, a w ręce trzymając rysik do tabletu. 
— Mam dla ciebie zadanie. — Matt był chyba przyzwyczajony do wyczynów Belli, bo w ogóle go nie poruszyły. — Znajdź wszystkie Margaret w regionie. Ich karty, samochody, rachunki, wzięte pokoje w hotelach i tym podobne. 
— Wiesz, że to będzie jakieś milion danych? Odcedzenie tego zajmie mnóstwo czasu. 
— Spróbuj porównać z bazą mieszkańców. Odrzuć wszystkie powtarzające się nazwiska. 
— Zastosuj filtr wiekowy — podsunął Stephane. — Szukamy młodszej kobiety, maksymalnie trzydzieści lat. 
— To nadal kilkaset jak nie kilka tysięcy wyników. 
Mężczyźni wymienili znaczące spojrzenia. Antiga przygryzł wargę. Margaret… Kim była ta kobieta? Dlaczego porwała Lily? Przecież powinna zniknąć. Mieli mordercę, a o niej nic nie wiedzieli. Po co zwracała na siebie uwagę? 
To wszystko nie miało sensu. 
— Powinniśmy wrócić na miejsce wypadku — mruknął Matt. — Poszukać śladów. 
— Pewnie już je zatarli. — Stephane z rezygnacją oparł się o stół. — Zresztą, Margaret wydaje się być inteligentną kobietą. Szaloną, ale inteligentną. Raczej nie zostawiła żadnych śladów. 
Matthieu przyznał mu racje. Znaleźli się w beznadziejnej sytuacji. Mogli jedynie czekać na to, co znajdzie Arabella. 
— Pan Stephane Antiga? 
Nagle w drzwiach stanął jeden z policjantów. Stephane zmarszczył brwi. 
— Tak, to ja. Coś się stało? 
— Pańska żona czeka przy wejściu. Wygląda na zdenerwowaną. 
Zaskoczony Antiga zerknął na Matta, ale ten tylko wzruszył ramionami. Zeszli na dół. Owszem czekała tam Stephanie. Chodziła w kółko, mrucząc coś pod nosem. Na widok Stephana prawie wybuchła płaczem. 
Przygarnął ją do siebie. Zaczął uspokajająco gładzić po plechach. Cała drżała. Chwilę zajęło, za nim złapała oddech na tyle, by mówić. 
— Stało się coś strasznego — wychrypiała. — Na początku nie wierzyłam, myślałam, że przesadzam, ale wszystko wskazuje na to, że… że… Manoline zaginęła!— głos jej się załamał, ostatnie słowa wychlipała. 
Odsunął ją na długość ramion. Nie zrozumiał, co powiedziała. 
— Ja to? 
— Normalnie! Zniknęła! Nigdzie jej nie ma! Nie wzięła komórki! Ma jedenaście lat, nie wyszłaby sama z domu w środku nocy! 
Stephanie rozpłakała się. Zaprowadzili ją do gabinetu Matta. Posadzili na krześle i zaczekali, aż trochę się uspokoi. Dopiero wtedy opowiedziała im wszystko. Jak nie mogła zasnąć, o dziwnym odgłosie i jak przeczucie zawiodło ją do pokoju dzieci. Trzy razy powtórzyła, że przeszukała cały dom. Dziewczynki nigdzie nie było. 
— Może uciekła? To się zdarza — rzucił bez namysłu Matthieu. 
— Matt, proszę. — Stephane prawie zabił go spojrzeniem. — Przecież nas znasz. Timiego i Manoline też. Dlaczego Many miałaby uciekać. 
— Przy zniknięciu dziecka zawsze to rozważamy. 
— Wzięłaby jakieś ubrania — mruknęła Stephanie. — Buty, kurtkę, cokolwiek. Niczego nie brakuje. 
— Jesteś pewna? 
— Jak niczego innego. 
Stephane ze świstem wypuścił powietrze. Choć z zewnątrz zachowywał spokój, to w środku dosłownie buzował od emocji. Przecież chodziło o jego córkę, jego małą dziewczynkę! Ukochane dziecko, dla którego zrobiłby wszystko. 
Świat nagle stracił kolory. Czas jakby zwolnił. Manoline znalazła się w niebezpieczeństwie, a on temu nie zapobiec. 
— To nie może być przypadek — szepnął. — Najpierw Lily, teraz Manoline. 
— Lily? — Stephanie podniosła głowę. — Lily też zniknęła. 
Przytaknął.
— Jakąś godzinę temu. Mieli wypadek na obwodnicy. Znaleźli jej partnera, ale ona wyparowała. 
Kobieta zacisnęła usta w wąską kreskę. Przez moment wąchała się, co powiedzieć. Spojrzała na męża, a potem na szwagra. 
— Ty wiesz? 
— Ale o czym? 
— Nie wie — westchnął Stephane. — Nie zdążyłem mu powiedzieć. 
— Więc może powinieneś. Jeśli te sprawy są powiązane. Matt musi mieć pełny ogląd sytuacji. 
Trener westchnął. Nie bardzo mu się to podobało. Wolał załatwić sprawę sam. Najpierw upewnić się w podejrzeniach. Przeprowadzić wszystkie testy. Im mniej osób wiedziało tym lepiej. 
Ale od tego zależało życie jego córki. A nawet dwóch. 
— Pewnie na początku nie uwierzysz — zaczął powoli. — Zresztą na razie nie mamy pewności, ale… ale wychodzi na to, że Lilly Garrout jest moją córką. 
Opowiedział Mattowi o zdjęciach, Daisy i podejrzeniach. Trzy razy powtórzył, że to nic pewnego. Tak, jakby w obecnej sytuacji, to miało jakiekolwiek znaczenie. Liczyło się tylko to, że i Lily i Manoline zniknęły. Stephane stracił dwie córki. To nie mógł być przypadek. 
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Do gabinetu weszła Arabella. Rzuciła na biurko kilka zdjęć. Stanęła pod ścianą, z rękami opartymi na biodrach i wściekłą miną. 
— Wyjaśnij to — rozkazała Matthieu. 
Zaskoczony Matt pochylił się nad zdjęciami. Zmarszczył brwi. 
— Nie rozumiem. 
— To z kamer z hotelu. Zdjęcie z czterech godzin przed znalezieniem pierwszego ciała. Widzisz kogo przedstawia?
— To niemożliwe.
Stephane również pochylił się nad fotografią. Przedstawiało wejście do hotelu. Rozpikselowane, z wyblakłymi kolorami. Zegar w rogu wskazywał trzecią nad ranem. Nie przyjechali jeszcze żadni goście. Przy drzwiach stała tylko jedna osoba. 
Antiga zamarł. Nie mógł w to uwierzyć. Teraz już nic nie rozumiał. 
Na zdjęciu była bowiem Lily. 


Cześć, hej i czołem! Przedstawiam rozdział dwunasty. Zostały jeszcze tylko dwa do końca, jesteśmy coraz bliżej ostatecznego rozwiązania. Czeka nas już tylko punkt kulminacyjny ;) 
Jak zwykle z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i za wszystkie z góry dziękuję. 
Pozdrawiam
Violin

3 komentarze:

  1. To mnie zaskoczyłaś :o bardzo martwiłam się o Freda i Lily, czekałam co z nimi będzie...w końcu wypadek to poważna sprawa, więc zastanawiałam się czy przeżyją? w jakim będą stanie, a tu niespodzianka, z Fredem w miare ok (poza wykrzywioną ręką i przypaleniami) ale zniknęła Lily! Pewnie ją porwali! ja od razu wyczułam, że coś bedzie nie tak. Przecież jechali razem, to jak z dwóch osób nagle jedno? matko Matt szukaj jej, ona po wypadku jest rany
    Stephani i Lily miały swoje tajemnice, cóż potrafię to zrozumieć, kobiecie musi być ciężko, także jest jej wybaczony ten test :> ale porwanie Manoline? no serio? Niech ta Stephani sobie odpocznie, nie dość, że o męża się martwi, który bierze udział w śledztwie to jeszcze porwali jej córkę! Jak ja jej współczuję...
    Ogólnie ja czytam i komentuję na bieżąco, więc przepraszam, haha, ale Fred jednak jest w troszkę gorszym stanie XD niech zdrowieje!
    Okej końcówka mnie wybiła z butów...Lily to Margaret? Czy to możliwe ;o serio, ale znowu kończysz i zostawiasz mnie z burzą w mózgu!
    Aha, jeśli pokićkałam fakty jakieś to wybacz, ale hahaha komentowałam i czytałam rozdział podczas zajęć zdalnych na uczelni :)
    Pozdrawiam
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej! Również wzięłam pod uwagę, że to może Lily jest Margaret, ale wyśmiałam samą siebie, stwierdzając, że to niemożliwe ^^ więc albo to prawda (choć musiałabym poznać nieznane mi dotąd szczegóły jej "motywacji") albo robisz nas tu w bambuko ^^ Choć samo to, iż dziewczyna zniknęła z miejsca wypadku jest dziwne. Nawet gdyby w jakiś sposób sprowokowała Freda do jakiegoś manewru, to na niej skutek wypadku również by się odbił. On taki pokieraszowany, a ona wychodzi sobie z tego jakby nigdy nic i porywa Manoline? Hmm ... musiałaby być Wonder Woman! A ja nie chcę myśleć o Lily jako o bezlitosnej psychopatce :( Choć bez wątpienia obydwa zniknięcia mają ze sobą coś wspólnego. Pytanie tylko, co dokładnie? Ok, powiedzmy sobie szczerze że życie Lily owiane jest tajemnicą. Na pewno smutne dzieciństwo odbiło się na jej psychice, ale żeby aż tak? Nie, nie ... czegoś tu jeszcze nie wiemy. Co z ojcostwem Stephana? Czy dziewczyna sobie to wymyśliła? Bo on raczej nie miał niczego wspólnego z niesprawiedliwym traktowaniem młodych siatkarzy. A właściwie, co Lily miałaby z tym wspólnego? ^^ Kurde, za dużo pytań jak na moją głowę. Potrzebuję szczegółów i odpowiedzi! :D
    Czekam na nowość! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Absolutnie nie dziwię się Mattowi, który gdy tylko dowiedział się o wypadku rzucił wszystko w cholerę i udał się na miejsce zdarzenia. W końcu chodziło o Freda i Lily! Nawet nie chcę sobie wyobrażać emocji, które nimi targały, kiedy zjawił się na miejscu i zobaczył powykręcany samochód. Przecież w takiej sytuacji tylko jedno nasuwa się na myśl! Jednak Fred, na całe szczęście, przeżył, choć jego obrażenia są niezwykle poważne :( Mam nadzieję, że się z tego wyliże! Musi mieć silny organizm, żeby przetrwać :) Ale... Co się stało z Lily? Przyznam, że jakoś w połowie zaczęłam mieć podejrzenia, że być może to ona stoi za tym wszystkim, ale jakoś nie mogłam tego przyjąć do świadomości. No bo nasza Lily? Kurczę, mam tyle pytań, a odpowiedzi zero! Sam fakt jej zniknięcia z miejsca zdarzenia jest podejrzany, ale że niby ona to wszystko od samego początku ukartowała? I ona stoi za popełnieniem tych makabrycznych zbrodni na ciałach...? Wiem, że jest tajemnicza, zdaję sobie sprawę, że jej dzieciństwo nie było usłane różami, ale aż tak by to wpłynęło na jej psychikę? I jaki by miała motyw, aby zrobić to wszystko? Ugh! Ja chcę już wiedzieć! :D Jakby tego było mało to jeszcze Manoline została porwana. A może to nie Lily jest sprawcą, tylko obie zostały uprowadzone przez jeszcze kogoś innego? Stephanie musiała być przerażona, gdy odkryła, że jej córki nie ma w łóżku... Natychmiast udała się na komendę, a Stephane opowiedział Mattowi o tym, że być może Lily jest jego córką. Jednak te rewelacje i tak zostały przyćmione przez zdjęcia, na których było ją widać... Czekam z niecierpliwością na nowość!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń