sobota, 26 października 2019

Rozdział 3

Matthieu zawsze wiedział, że ma odpowiedzialną żonę. Owszem, może wybrała się z siostrą „na miasto”, może korzystała z faktu, że mąż i szwagier zajmą się dziećmi, ale piła mądrze, umiała przewidzieć wydarzenia nieprzewidywalne. Dlatego też, gdy w południe ogłosił, że Stephane dostał nową prace i porywa go na czas nieokreślony, żona nie protestowała. Wzruszyła tylko ramionami, po czym wróciła do sączenia herbatki. 
Sam Stephane nagłą nominacją był cokolwiek zaskoczony. Do Francji przyjechał odpocząć, pożądnych wakacji nie miał od przeszło pięciu lat, trzy tygodnie w ojczyźnie były niczym spełnienie najskrytszych marzeń. Nie ukrywał też, że pasowało mu brak innych, dwumetrowych sportowców w promieniu dwudziestu kilometrów. Dlatego też odmówił staremu znajomemu pojawienia się na meczach Ligi Narodów w Cannes. Do siatkówki miał zamiar wrócić dopiero w sierpniu.
Do tego powołania do pracy w policji nie czuł żadnego. Uważał, że jest ostatnią osobą, która powinna brać udział w śledztwie. 
Na początku odmówił. Spokojnie, podając logiczne argumenty. Znał Matthieu, jego skrupulatność. Uważał, że tyle wystarczy. 
Tylko że Matt skrupulatnie przygotował odpowiedź. 
— Jesteś u nas od czterech dni, ośmiu godzin i trzydziestu dwóch minut — zaczął. — Zdążyłeś przeczytać dwie książki, rozwiązać wszystkie krzyżówki i trzy razy przejść się z dzieciakami po mieście. Zabrałeś je do Zoo i do parku. Nauczyłeś również moją córkę jeździć na deskorolce. Od trzystu pięćdziesięciu sekund chodzisz po ogrodzie, próbując znaleźć zajęcie. Trzy razy zapytałeś nasze drogie żony, czy przypadkiem czegoś nie potrzebują. Zaczynasz się nudzić, przyjacielu. — Spojrzał z pobłażaniem na szwagra. 
Ten westchnął głęboko. Stukał palcami o oparcie fotela i próbował znaleźć trafną wymówkę. 
— Cieszę się nic nie robieniem? — spróbował bez większego przekonania. 
— Masz czterdzieści trzy lata. Chyba zorientowałeś się, że nie potrafisz nic nie robić. 
Westchnął głęboko. Cóż, była to prawda, tę cechę otrzymał w genach, przekazał zresztą dalej synowi. Obydwaj musieli być cały czas w ruchu, obydwaj musieli coś robić, zając ręce, czy nogi. Z wiekiem nauczył się nad tym panować, ale ileż to razy nauczycielki informowały go, że Timi nie potrafi wysiedzieć choćby pięciu minut bez ciągłego wiercenia się. 
Zerknął na zegarek. Potem na kalendarz. Miał jeszcze mnóstwo czasu i musiał coś z nim zrobić. 
— No dobrze — westchnął w końcu. — Ale pamiętaj, że niektórych z tych chłopaków znam. Mogę nie być stuprocentowo obiektywny. 
— Możliwe. Ale ja cię nie o obiektywność proszę, tylko o wytłumaczenie, jak działają mózgi wielkich, wybitnych sportowców. 
Odrobina sarkazmu nie ruszyła Stephane. W ogóle mało co go ruszało. 
Tym o to sposobem, kilka godzin później, razem z Matthieu, przekroczyli próg hotelu. Śledczy nadal pracowali. Przesłuchiwali pracowników, sprawdzali nagrania z kamer, potwierdzali alibi. W lobby zebrał się tłum gapiów, w większości płci męskiej. Stephane rozpoznał kilka znajomych twarzy, trzy razy skinął głową, posłał dwa uśmiechy i raz zignorował kpiące prychnięcie. 
— Skandal! Szczyt chamstwa! Jak tak w ogóle można! Uczciwemu człowiekowi w interesach przeszkadzać, krwi psuć, gości przepędzać! Okrutnicy, sadyści! 
Po holu biegał jakiś mężczyzna. Rzucał się, wymachiwał rękami, wył i warczał, niczym wściekły pies. Trener obserwował go przez moment, po czym pytająco spojrzał na szwagra. 
— Oh, to właściciel hotelu. Od wczoraj się tak awanturuje. Nie zwracaj na niego uwagi. 
Stephane wzruszył więc tylko ramionami. Matthieu zaczepił przechodzącego obok młodego policjanta, zadał mu kilka pytań, by na końcu jedynie zacisnąć zęby. 
Skierowali się w kierunku wind. Stephane starał się zachować spokój, jednak im głębiej szli, tym czuł na sobie więcej podejrzliwych spojrzeń. A przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy mijał byłych podopiecznych, jego twarz zamarła w czymś pomiędzy pokrzepiającym uśmiechem, a wyrazem współczucia. Czuł się cokolwiek nie na miejscu, jak kolorowy klapek pośród zimowych butów. Każdy normalny człowiek już dawno wrzuciłby go na dno szafy, jednak jakiś wariat postanowił zostawić, bo a nóż się przyda. Oh, idiota z ciebie! Brutalnie skarcił samego siebie. Przecież od dawna już ich nie obchodzisz. Grać nie grasz, trenować już ich nie trenujesz, możesz wstąpić do cyrku, a im to będzie głęboko obojętne. Lepiej weź się do roboty, za nim ktoś pomyśli, że jesteś podejrzanym. Z tym postanowieniem przyspieszył kroku. Minęli windy i doszli do sali konferencyjnej na tyłach budynku. 
Drzwi otworzyła im ta sama policjantka, która dzień wcześniej wpadła do domu Matta. Stephane uśmiechnął się do niej ciepło, ale ona tylko zaczerwieniła się gwałtownie. 
— Aspirancie Garrout, jak stoją przesłuchania? 
— Powoli, acz systematycznie — odpowiedziała wręcz mechanicznie dziewczyna. — Właśnie skończyliśmy z sztabem reprezentacji Polski. Obyło się bez większych przeszkód, choć aspiranta Revolta trzeba było odesłać na przymusowy urlop. 
— A czemuż to? 
— Powiedzmy, że trener Polaków, doprowadził go na skraj załamania nerwowego. 
Matt uniósł ze zdziwieniem brew. Zerknął na Stephana, ale ten tylko rozłożył bezradnie ręce i powiedział:
— To Vital Heynen. 
— Tyle ma mi wystarczyć? 
— Musi. 
W głowie zapisał, by wieczorem nakreślić szwagrowi sylwetkę swojego kolegi po fachu. 
W sali konferencyjnej rozłożyło się kilku policjantów. Stoły zalali notatkami, komputerami i kolorowymi flamastrami, a do dwóch białych tablic przyczepili plan hotelu. Matthieu przywitał się z nimi szybko po czym usiadł na jednym z krzeseł i wziął do ręki gruby plik kartek. 
— To podejrzani? 
— Goście, pracownicy… Kto przebywał lub mógł przebywać w hotelu — wyjaśniła Lily. 
— Strasznie tego dużo. 
— Skreśliliśmy już większość nazwisk. Kamery z monitoringu potwierdzają alibi jakimś dwustu osobom. 
— A nie widać na nich mordercy? 
— No właśnie w tym problem, że nie. 
— Rozumiem, że Arabella już się tym zajmuje?
— Pytała, czy zje pan z nią kolacje. 
Matthieu wzniósł oczu ku niebu, ale nie powiedział nawet słowa. Zamiast tego spojrzał na listę i w zamyśleniu podrapał się po brodzie. 
— To kogo teraz mamy? 
— Prosił pan o sztab naszych, więc Laurent Tillie. 
Stephane, który dotychczas z zainteresowaniem przysłuchiwał się rozmowie, przełknął głośnoś ślinę i głębiej usiadł w fotelu. Miał nadzieję, że siedząc trochę z boku pozostanie niezauważony. 
To nie tak, że bał się Laurenta. Znali się całkiem nieźle, wiele lat wcześniej grali nawet w jednej drużynie. Antiga był jeszcze wtedy rezerwowym, w wielkim finale nie zagrał nawet akcji, za to Tillie nosił tytuł gwiazdy. Potem ich kontakt się urwał, ale odkąd obydwoje wkroczyli na trenerskie ścieżki, utrzymywali relacje koleżeńskie. 
Laurent wkroczył do sali na drżących nogach. Próbował udawać spokojnego, ale był blady jak ściana i trzęsły mu się ręce. Nawet nie zauważył Stephana. Usiadł na przeciwko Ferrata i odetchnął głęboko. 
— Chciał pan ze mną rozmawiać. Zrobiłem coś nie tak?  Jestem podejrzany? 
— Z wszystkimi rozmawiamy - wyjaśnił zupełnie spokojnie Matt. - Jednak dopóki nie wytypowaliśmy podejrzanych, wszyscy są świadkami. Hotel jest zdecydowanie przyjemniejszym miejscem niż komenda. 
Tillie powoli pokiwał głową. Nadal był jednak zdenerwowany. 
- Wie pan, co się stało? 
- Tak jakby - spuścił wzrok i zaczął nerwowo bawić się rękawem kadrowej bluzy. - Zabili Delacoura. 
- Zabili? 
- Zabił, zabili, nie żyje w każdym razie. I to zamordowali go dość okrutnie, prawda? Inaczej mój syn, nie byłby taki roztrzęsiony. 
- Kevin Tillie to pański syn? 
- Nazwisko mówi samo za siebie. 
Matthieu zanotował coś w notatniku. Stephane znów był zainteresowany. Przecież komendant to wcześniej wiedział. Więc dlaczego pytał? 
- Wczoraj wspominał pan, że Delacour nie sprawiał problemów. Utrzymuje pan swoje zdanie? 
- A dlaczego miałbym nie? - wzruszył ramionami trener. - Pracował dwa lata, nic przez ten czas nie zmalował. 
- Jednak jego żona twierdzi, że zabójstwo ma coś wspólnego z kadrą. Pan jest pierwszym trenerem. Chyba pan wie, co się dzieje w drużynie. 
Laurent parsknął śmiechem. Rozluźnił się jakby nieznacznie. Pierwszy raz podniósł wzrok. Dostrzegł Stephana, ale nie powiedział ani słowa. Był jedynie lekko zaskoczony. 
- Gdyby to było takie proste... 
- Nie rozmawia pan z zawodnikami? 
Tym razem to Stephane zaśmiał się pod nosem. Cóż, wiedział, co Tillie ma na myśli. Praca trenera bywała trudniejsza niż się ludziom wydawało. 
— Rozmawiać, rozmawiam. Ale proszę pana, my mówimy o dorosłych mężczyznach. Za niańkę nie robię, z tajemnic się nie zwierzają, zresztą, co mnie obchodzi, który któremu odbił dziewczynę.- Uśmiechnął się z pobłażaniem. Cały czas patrzył na Antigę.
— Czyli nie ma pan pojęcia o problemach w drużynie? Pański syn o niczym nie wspomina? 
— Niezbyt często. Moi zawodnicy, to przede wszystkim jego koledzy. 
Matt znów coś zanotował, a potem wyrwał kartkę i wręczył ją Lily. 
— Niech Frederique znajdzie Kevina Tillie i zada mu te pytania — powiedział głośno i wyraźnie. 
Stephane był coraz bardziej zaintrygowany. 
— Gdzie był pan przedwczoraj w nocy? 
— W swoim pokoju. Przeglądałem nagrania
 Dzisiaj wieczorem gramy pierwszy mecz. 
Lily zmarszczyła brwi. Podsunęła Mattowi jakiś papier i postukała palcem w jedną z rubryk. 
- Czy ktoś jest wstanie to potwierdzić? 
Tillie z cichym świstem wypuścił powietrze. Podrapał się po skroni, a potem powoli pokręcił głową. 
— Nie, raczej nie. A co? Jestem podejrzany. 
— Brakuje panu alibi - powiedział bez ogródek Ferret. - Na razie jednak nie mamy dowodów. Proszę jednak o nieoddalanie się od drużyny. Porozmawiamy jeszcze na komendzie. Na razie dziękuję.
Laureat wstał lekko zaskoczony. Skinął Stephanowi głową, a potem wyszedł, mrucząc pod nosem. 
Matthieu odchylił się na krześle, skrzyżował ręce na piersi. Przez chwilę milczał, myśląc nad czymś intensywnie, a potem zwrócił się do szwagra. 
— I co? 
— Co, co? — wypalił głupio Antiga. Cała sytuacja nadal wydawała mu się cokolwiek absurdalna. Próbował poukładać sobie wszystko, ale za każdym razem, gdy dochodził do momentu, w którym mowa o morderstwie, miał ochotę zaśmiać się żałośnie. On i śledztwo, jeszcze czego!
— Co myślisz o trenerze Tillie? 
— Nic nie myślę — wzruszył ramionami. — Uwarzasz, że może być mordercą? — Nerwowo poruszył się na krześle. 
— A ty? 
Przygryzł wargę. Miał wrażenie, że Matt uśmiecha się ironicznie, choć tak naprawdę zachowywał kamienną twarz. 
Zawahał się, zerknął na drzwi, zza którymi przed chwilą zniknął Tillie. Dwóch policjantów znów zaczęło się kłócić o średnią prędkość przeciętnego siatkarza. 
— Nie, raczej nie — pokręcił w końcu głową. — Jest nerwowy, ale nie byłby wstanie kogoś zabić. 
Ferret zmarszczył brwi. Postukał długopisem w stół i usiadł prosto. 
— Mam wrażenie, że próbujesz go bronić. Widzę, że coś ukrywa, próbuje chronić syna. Dlatego twierdzi, że ten nie rozmawia z nim o problemach w drużynie. Według mnie Laurent Tillie podejrzewa swojego syna o zabójstwo, ale nie może się do tego przyznać. 
Stephanem aż trzepnęło. Wzdrygnął się, zacisnął pięści i wziął głęboki wdech. 
— Że niby Kevin... że miałby zamordować Delacoura? A potem udawać znalazcę zwłok, by odciągnąć od siebie podejrzenia? 
— To pierwsze, co przychodzi mi na myśl. 
Wyobraził sobie Kevina jako mordercę. Nie żeby znali się jakoś bardzo dobrze, ale wielokrotnie stawali po dwóch stronach siatki. Kevinowi można było wiele zarzucić, pomimo prawie trzydziestki na karku, czasami zachowywał się jak dziecko, był kapryśny, łasy na pieniądze. Ale nie był mordercą. 
— Jakoś nie chce mi się w to wierzyć — mruknął. 
Matthieu milczą. Przez kilka sekund patrzył na Stephana spod przymrużonych powiek, by w końcu... 
Uśmiechnąć się przebiegle i zaklaskać z aprobatą. 
— Bardzo dobrze, że nie wierzysz. Bo Kevin Tillie ma murowane alibi — wyjaśnił. — Przed sezonem lekarze wykryli u niego drobne problemy z sercem. Od tamtego momentu musi spać w urządzeniu, które mierzy puls, oddech i parę innych rzecz. Ściągnęliśmy dane. Do północy Kevin rozmawiał przez Skype z żoną, a potem spał jak zabity aż do rana. Nie mógł nikogo zabić. 
Stephan mimowolnie odetchnął z ulgą. 
— Więc, co było na karteczce dla tego całego Frederiqua? — zapytał. 
— Oh, chciałem tylko zobaczyć jak Tillie senior zareaguje, gdy pokarzę, że uważam jego syna za mordercę — wyjaśnił. — Miałem nadzieję, że zacznie mówić głupoty, byle tylko go bronić, ale zamiast tego był tylko bardziej zdenerwowany. Wie coś na temat morderstwa, bo nie rozluźnił się całkowicie. Ale to coś nie ma nic wspólnego z Kevinem. Dlatego pytam, czy sam przypadkiem nie zabił? Uważasz, że nie. Więc dlaczego tak uparcie twierdził, że nie wie, co się dzieje w drużynie. 
Antiga uśmiechnął się smutno. Również odchylił się na krześle i mimowolnie zaczął stukać palcami o blat stołu. 
— Chyba jednak dobrze, że wziąłeś mnie na konsultanta. Jeszcze byłbyś gotów aresztować biednego Laurenta za mówienie prawdy. 
— Prawdy? — Matt uniósł z zaciekawieniem brew. — Wyjaśnij! — zażądał. 
— Przecież taki mam zamiar — przewrócił oczami Stephane. — Wiesz, dla przeciętnego kibica wszystko jest oczywiste. Zawodnicy i trener to jedność. Wspólnie walczą, wspólnie wygrywają, wspólnie przegrywają. Ale prawda jest taka, że na codzień bardzo często zawodnicy i trenerzy są jakby po dwóch stronach barykady. Bo trenerowi zależy tylko na wyniku drużyny. Za to dostaje pieniądze. Zawodnik chciałby jeszcze się pokazać. Osiągnąć indywidualny sukces. Chciałby być gwiazdą. Stąd biorą się konflikty na lini zawodnik-trener. Pół biedy, gdy drużyna wygrywa. Jednak reprezentacja Francji od kilku sezonów nie zdobyła żadnego, naprawdę ważnego trofeum. Nastroje w okół trenera Tillie są mało optymistyczne. 
— Zawodnicy chcą go zwolnić. 
— Myślę, że wręcz przeciwnie. Ta drużyna to prawie monolit. Jakiekolwiek zmiany bardzo trudno wprowadzić. Jeśli przyjdzie nowy trener i na przykład wyrzuci dwóch zawodników z pierwszej szóstki, pozostali mogą się zbuntować. Nasz skład pozostaje niezmienny od dobrych czterech lat. To hermetyczna grupa i jeśli poleci jeden, to pociągnie za sobą wszystkich. Za żadne skarby nie chciałbym zostać zastępcą Laurenta — skrzywił się mimowolnie. 
Matthieu nie wydawał się przekonany. Stephane znał go jednak dobrze, może w myślach jeszcze nie czytał, ale wiedział, że tłumaczyć dłużej nie musi. Usiadł więc z powrotem, skrzyżował ręce na piersi i obserwował. 
Ferrat kolejną osobę zawołał po chwili. Był to jeden ze statystyków. Stephane znał go tylko z widzenia, przysłuchiwał się, lecz nie wtrącał. Kątem oka widział, jak Matt wypełnia kolejne tabelki, zadaje pytania, notuje. Młodzi policjanci w końcu przestali się kłócić, a zamiast tego, skrupulatnie wykonywali polecenia przełożonego. 
„Tak zupełnie bezużyteczne, to to może nie będzie” myślał Stephane. „Zajęcie mam, pracą tego nazwać nie można, więc szanowna małżonka się nie przyczepi. A i czegoś pożytecznego może się przy okazji nauczę. Rozrywkę mam, wysiłek umysłowy też, analogi mogę szukać. Mattowi to się tylko wydaje, że nie rozumie, jak działa drużyna sportowa. A kim on jest, jak nie trenerem? Kieruje zespołem, próbuje wygrać, doprowadzić do celu. Ale wszystkiego o swoich podwładnych nie wie.” 
Statystyk wyszedł, zastąpił go fizjoterapeuta. Potem drugi statystyk, drugi trener, lekarz. Odpowiadali na te same pytania, udzielali tych samych odpowiedzi. Ogólnie nikt nic nie wiedział, nikt nic nie słyszał, w ogóle, po co pytać, wszyscy się tu przyjaźnią, kochają, no normalnie raj na ziemi. Konflikty? Jakie znowu konflikty?! Jak już się o coś panowie kłócą, to o to, kto poda koledze sól. 
Godzinę później Matt był zirytowany, a Stephane cokolwiek rozbawiony. 
— Oni sobie ze mnie żartują, tak? Kogo do cholery chronią?! 
— A żebym ja to jeszcze wiedział — wzruszył ramionami Antiga. — Jak dla mnie, to nikogo. 
— Nikogo? — prychnął Matthieu. — Niewinny człowiek nie kłamie. A już na pewno nie tak nieudolnie. 
— Dobra, ukryć, coś ukrywają. Ale raczej błahostkę, może jakieś lewe wyniki badań, układy z zawodnikami, co najwyżej zawyżają rachunki na drużyne. Chwalić się nie ma czym, ale nikogo nie zabili. 
Ferraty zacisnął zęby. Rozłożył przed sobą papiery po czym westchnął głęboko. 
— Wszyscy mają alibi — mruknął. — Zawodnicy w większości też. Nie mamy tylko potwierdzenia, co robili w tym czasie Laurent Tillie, Earvin N’Gaphet i Vital Heynen.
— Vital? — Stephane z trudem opanował parsknięcie śmiechem. — To już współczuję ponownego przesłuchiwania go. 
— Wyszedł tylko na spacer. Szukamy ludzi, którzy mogli go widzieć. Jest raczej niewinny, ale… 
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadła przerażona Lily. Podbiegła, cofnęła się o krok, zasalutowała, wyprostowała się gwałtownie, wygładziła mundurek i zasalutowała ponownie. 
— Panie komendancie, melduje zaistnienie względnego zamieszania w recepcji. 
— Zamieszania? — Matt jedynie nieznacznie uniósł brew. 
— Zamieszania. Niezidentyfikowany na razie mężczyzna gwałtownie wyraża swoją potrzebę widzenia się z panem. 
— Mówi, dlaczego? 
— Cóż, pomiędzy wyrażaniem swojej potrzeby porozmawiania z komendantem, złorzeczy Laurentowi Tillie. Dedukuję więc, że może to mieć jakiś związek ze sprawą. 
Matthieu westchnął głęboko. Starannie poukładał papiery, pozamykał wszystkie teczki, upewnił się, że zakręcił długopisy i dopiero wtedy wstał. 
Antiga poszedł za nim, zupełnie niezrażony zakłopotaniem Lily. 
— No Armagedon szefie, istny Armagedon! 
Na korytarzu wpadli na młodego policjanta. Przewieszona przez szyję plakietka mówiła, że chłopak nazywa się Frederique i również jest aspirantem. 
— Facet się awanturuje jak mało kto, wrzeszczy, wyrywa, pluje, daje niezłe przedstawienie w każdym razie. Wiadomo, próbowałem go uspokoić i wo ogóle, ale cudotwórcą nie jestem, do Herculesa mi daleko. 
Matt zbył go machnięciem ręki. Lily za to posłała koledze spojrzenie godne starożytnej Meduzy. 
Po dojściu do holu Stephane stwierdził, że określenie Armagedon, było określeniem cokolwiek przesadzonym. W recepcji nie panował koniec świata, jedynie drobny chaos. Ot, coś, co w tego typu hotelu zdarza się z częstotliwością średnią. Na środku szalał jakiś mężczyzna, dość wysoki, do tego tęgi, trochę przypominał tłustego niedźwiedzia. Czerwony na twarzy, krzyczał coś z akcentem tak złym, że wszyscy krzywili się przy każdym słowie. 
No może oprócz bagażowego, który uparcie grał w Tetrisa na telefonie. 
— Chcę widzieć policję, chcę natychmiast! Kto prowadzi, to śledztwo, no kto?!
— Ja proszę pana. — Matthieu nadal zachowywał stoicki spokój. Nawet delikatnie nie podniósł głosu, a i tak było go słychać w całym pomieszczeniu. — Komendant Matthieu Ferret do usług. 
Momentalnie wszyscy zamilkli. Przez chwilę wielki facet nie miał pojęcia, co powiedzieć. W końcu jednak znów się zapowietrzył, znów się zaczerwienił, a potem podszedł do policjanta. 
— George Delacour się nazywam — burknął, podając Mattowi olbrzymią łapę. — Porozmawiać przyszedłem. 
— Rozumiem. A więc o co chodzi?
Facet znów się zaczerwienił. Wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć i Stephane przezornie odsunął się za odrapaną kolumnę. 
— Pan się pyta o co chodzi? O mojego brata chodzi! Zabili go, ukatrupili. A to wszystko przez niego! — wskazał tłustym paluchem na Laurenta Tillie. — Mojego biednego braciszka w jakieś machlojki wkręcił, przekręty robił, za uszami sporo ma. To on jest zły, on! Przez niego mój brat nie żyje, przez niego ktoś zabił Geralda! — zaskowyczał po czym rozpłakał się jak małe dziecko. 
Stephane spojrzał na Laurenta. Trener stał w kącie, blady jak ściana i tyle kręcił desperacko głową. Wyglądał tak, jakby zaraz miał zemdleć. Antiga szczerze mu współczuł. Wątpił, by był mordercą, a jednak wzrok wszystkich skierowany był właśnie na niego. 
Zebrani goście zaczęli między sobą szeptać. Kilku reprezentantów Francji otoczyło swojego trenera, jakby chcąc go chronić przed całym światem. 
„Hermetyczna grupa” przypomniał sobie własne słowa Stephane. „Stanowią jedność aż do przesady. Gdyby byli oddziałem wojska, to mogłaby być nawet zaleta. Ale w sporcie. Tillie będzie miał w przyszłości ciężki orzech do zgryzienia. Oczywiście pod warunkiem, że nie zamkną go za morderstwo” wzdrygnął się mimowolnie. 
W całym zamieszaniu jedynie Matthieu nadal zachowywał stoicki spokój. Obdarzył rozpaczającego brata zimnym spojrzenie i spokojnie podszedł do jednego z podejrzanych. 
— Panie Tillie, czy to, o czym mówi ten człowiek ma jakieś pokrycie w rzeczywistości? — zapytał bez cienia emocji w głosie. 
Laurent przełknął głośno ślinę. Nerwowo rozglądnął się w okół. Jego spojrzenie spotkało się z spojrzeniem Stephana. 
„ Coś ukrywa” pomyślał. „Uważa, że zrozumiem. Ma to związek z Delacourem, ale raczej niewielki. Boi się, że zostanie źle odebrany”
Powoli kiwnął głową, a Tillie rozpromienił się nieznacznie. Dobrze odebrał znak. Będę tam, będę tłumaczył. 
— Czy możemy porozmawiać na komendzie? — zapytał cicho. — Chyba muszę wszystko porządnie wyjaśnić. 

Matt uśmiechnął się triumfalnie. Wszystko szło zgodnie z planem. 


Cześć, hej i czołem! Z wielką przyjemnością przedstawiam rozdział trzeci. Przyznam, że po nim jestem podwójnie ciekawa waszych opinii, bo jest dość mocno "gadany". 
W każdym razie, jak zwykle z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i za wszystkie z góry dziękuję. 
Pozdrawiam
Violin
PS. Na Touch the sky pojawił się prolog ;)

8 komentarzy:

  1. Mimo początkowych obaw Stephan okazał się być idealnym kandydatem do tej roli. Matthieu wpadła na genialny pomysł z "zatrudnieniem" szwagra, który ma o wiele większą wiedzą na temat siatkarskiego półświatka ^^ niż on. Antiga wie mniej więcej jak wygląda sytuacja w drużynie i jakie relacje łączą trenera z zawodnikami. Ta wiedza pomogła mu w odpowiednim wyciąganiu wniosków podczas przesłuchań. Ciekawi mnie co takiego Laurent Tillie ukrywa. Skoro rodzina denata oskarża sztab szkoleniowy oraz samego trenera o to, co się stało z ich najbliższych, to oznacza że musiał im wspominać o "problemach" w pracy. Wydaje mi się jednak, że to nie jest aż tak poważne i Tillie na pewno zabójcą nie jest. Jakiś za bardzo strachliwy na to mi się wydaje ^^ co innego Vital! On byłby zabójcą idealnym haha. Nawet podczas przesłuchań wprowadza grozę :) Stephan nie da rady wytłumaczyć szwagrowi fenomenu kolegi po fachu, ponieważ Heynen jest jedyny w swoim rodzaju i Matthieu prędzej w psychiatryku wyląduje niż to zrozumie ^^ Nagłe pojawienie się brata denata zmobilizowała Tillie do wyjawienia rzeczy, którą ukrywał. Bardzo ciekawi mnie co takiego ma za uszami :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze, gdy wyobrażam sobie Vitala w roli mordercy, to raczej jako mściciela z komiksów. Ale do podkręcania atmosfery nadaje się idealnie.
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń
  2. Stephane po wszystkich kalkulacjach zdecydował się jednak pomóc Matthieu i jak widać wcale tak źle mu nie idzie :D Skoro po czterech dniach już zaczynał chodzić po ścianach to przynajmniej jakoś spożytkuje ten wolny czas ^^ W końcu Stephane obraca się w siatkarskim świecie i wie nieco więcej od policjantów. Matthieu wiedział co robi i na pierwsze oznaki pomocy ze strony Stephana nie trzeba było długo czekać ^^ Uczestniczył on w przesłuchaniu potencjalnych podejrzanych i wyrobił swoje własną opinię na ich temat, którą później podzielił się z Mattem. Wywnioskował, że Laurent Tillie zdecydowanie coś ukrywa, ale nie jest w stanie powiedzieć co. Może to jakaś drobna sprawa, bo na mordercę to on mi jednak nie wygląda ^^ Rodzina zamordowanego uparcie stwierdzi, że za tym zabójstwem stoi sztab szkoleniowy... Pojawienie się brata ofiary jedynie dodało oliwy do ognia, bo jako potencjalnego zabójcę wskazał trenera. Laurent w końcu pękł i zdecydował się współpracować z policją. Bardzo mnie ciekawi co takiego ukrywa i do czego początkowo bał się przyznać ^^
    Hahaha Vital jest jedyny w swoim rodzaju <3 Z nim to lepiej nie zadzierać, bo nigdy nie wiadomo, co mu strzeli do głowy ^^ :D
    Ciekawi mnie, dlaczego Lily tak reaguje na obecność pana Antigi ^^ Czyżby był jej idolem? :D
    Czekam na nowość z niecierpliwością :)
    I przy okazji zapraszam na nowy rozdział na Masona ^^
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stephane wielokrotnie w wywiadach powtarzał, że nie potrafi zbyt długo usiedzieć w miejscu. Więc postanowiłsm to wykorzystać.
      Heynen to chyba moja ulubiona postać drugoplanowa. Jest genialny.
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń
  3. Ja jestem tak ułomnym człowiekiem, że nie zauważyłam, że mam przekierowanie na pierwszy rozdział, więc cały czas myślałam, że nic nie dodałaś :`))))
    Przepraszam, już nie popełnię tego niezbyt inteligentnego z mojej strony czynu. Dziękuję, że napisałaś mi o trzecim rozdziale, przysięgam, że moje zdziwienie było większe niż ignorancja.
    Ale przynajmniej nadrobiłam wszystko i Lily oficjalnie została moją ulubioną postacią, taka sympatyczna, nieogarnięta duszyczka to coś, co potrzebuję w swoim życiu :`)

    Jestem bardzo zdumiona Stephanem, byłam pewna, że będzie taką samą pierdołą jak w journeythedecember, a tu proszę! Nawet został kryminalnym wolontariuszem i rozwiązuje zagadki! Jestem oczarowana i równie zaciekawiona, co pójdzie nie tak, bo ustalmy, Stephan średnio pasuje na gliniarza.
    Bardzo lubię też Pana Ferreta, jest zdyscyplinowany, poprowadzi tę sprawę do końca, całkiem mi zaimponował, choć w prawdziwym życiu pewnie bym wolała go unikać, by niczym nie podpaść.

    Bardzo mnie ciekawi, co ten podejrzany typek opowie na komendzie, choć nie wiem, czy szykować się na jakiś przełom w sprawie, czy coś w stylu "zaszlachtowany ukradł mi kiedyś majtki". Tak naprawdę każdy i nikt jest dla mnie tutaj podejrzany. Pewnie jest to ktoś kogo nikt się nie spodziewa.

    A pogadankowe rozdziały to jedne z moich ulubionych, bardzo przyjemnie mi się je czyta, po prostu uwielbiam.

    Czekam na następny rozdział, tym razem z linkiem do strony głównej xD

    Pozdrawiam bardzo serdecznie,
    Eden

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, ja też czasami mam tak, że nie zauważam jakiegoś rozdziału. A potem wielkie zdziwienie, że nie rozumiem dalszych wydarzeń.
      Niewątpliwie Stephane w tym opowiadaniu jest zupełnie inny. Chyba głównie dlatego, że złe wydarzenia nie dotykają go bezpośrednio.
      Coś czuję, że Twoje teorię będą jedną z najlepszych części pisania tego opowiadania.
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń
  4. Nareszcie dotarłam i tutaj. Od razu przepraszam za mały poślizg .Postaram się być już na bieżąco :)
    Uhuuu Stephan w zupełnie nowej roli ;) No tego to się nie spodziewałam. Ale , w końcu musi jakoś zabić nudę ;) Jestem pewna, że sprawdzi się jako kryminalny znakomicie :D
    Ciekawi mnie co ukrywa Laurent Tillie. I do czego w końcu przyzna się policji. Rodzinka zamordowanego oskarża sztab szkoleniowy, a sam brat nawet trenera. Jestem ciekawa co z tego wszystkiego wyniknie.
    Heynen to jest po prostu jedyny w swoim rodzaju :D No jego nie da się zrozumieć. Nikt nawet niech nie próbuje ;)
    Co do gadanych rozdziałów , to ja uwielbiam :) I ten jak zresztą wszystkie Twoje , strasznie mi się podobał :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też ciekawi, ile będę wstanie pisać o Stephaniew takiej formie. Bo zwykle dość mocno utrudniałam mu życie.
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń