piątek, 15 listopada 2019

Rozdział 5

— Fréd, do cholery, uważaj, jak łazisz! 
Lily rozmasowała czoło, którym bardzo niefortunnie uderzyła w obniżony strop. Choć nie, ciężko uznać niefartem to, że została potrącone przez kolegę po fachu, wykonała szaleńczy piruet i w końcu, z gracją i w celu utrzymania równowagi, wpadła w ścianę. 
— Oj, no, przepraszam, to nie moja wina, że tutaj jest tak ciemno! No daj, pocałuję czółko, to przestanie boleć!
Dziewczyna posłała mu spojrzenie, które z pewnością mogłoby powalić słonia. Rocher pracował jednak z nią wystarczająco długo, by wypracować coś, co od biedy można było nazwać odpornością. 
— Ciekawe, czy dorzucą nam premię za pracę w trudnych warunkach — mruknął, przestępując nad zdechłym szczurem. — Jesteś pewna, że wolno nam tu wchodzić? Może powinniśmy najpierw skontaktować się z inspektorem budowlanym czy coś. No wiesz, jak nam cegłówka na głowę spadnie i Ferrat dowie się, że nie dostaliśmy pozwoleń, to nas zabije. 
— Daj spokój, nic się nie stanie — Lily zbyła go lekceważącym machnięciem ręki. — Zresztą, ja tu nie widzę niczego podejrzanego. Ot opuszczony dom i tyle. — Wzruszyła ramionami. 
— Ta… zwykły, opuszczony dom. Nic niezwykłego. — Frédérique zachichotał nerwowo i przełknął głośno ślinę. Poświecił wokół latarką. Cóż, w pewnym stopniu zgadzał się z Lily. Dom nie prezentował sobą obrazu nędzy i rozpaczy. Ot, tylko tynk sypał się z sufitu, ściany poprzecinane były dziwnymi pęknięciami, które jednego architekta przyprawiłyby o ból głowy, podłoga trzeszczała, w wielu miejscach zamiast desek był czysty beton. Zapach stęchlizny dosłownie wkręcał się w nos, a gdy Fréd oparł się o słup konstrukcyjny, coś huknęło na piętrze. 
No i nie można było zapomnieć o szczurach. Bardzo dużych, martwych szczurach. 
— Wiesz, nie wydaje mi się, byśmy tutaj cokolwiek znaleźli — stwierdził, gdy obeszli cały parter. — Wiesz, to najdalej wysunięty dom na trasie, sąsiedzi nic nie słyszeli, może damy sobie spokój i pójdziemy na kawę czy coś? Albo coś mocniejszego. Przydałby nam się obiad. W tym barze obok komisariatu dają genialne tacos. 
— Gdzieś tutaj powinna być piwnica… — Lily kompletnie zignorowała gadaninę Freda. Chwyciła latarkę w zęby i spróbowała odsunąć stojącą w salonie szafę. — Co tak stoisz, pomóż mi! Podobno jesteś facet, co nie? 
— Są ludzie, którzy by się z tym kłócili — burknął. — Oh, nie patrz tak na mnie! — jęknął, gdy znów oberwał kolejnym zabójczym spojrzeniem. — Od rana włóczymy się po ruderach, podejrzanych ulicach i miejscach, do których żaden normalny człowiek by nie zajrzał. Potrzebujemy przerwy!
— Mordercy nie robią sobie przerwy — warknęła.
— Jesteś pewna? A może właśnie robią. Może wyjeżdżają na Hawaje, leżą na złocistych plażach, tańczą Hula i popijają kolorowe drinki z palemką. 
Kolejne mordercze spojrzenie. Fred zrozumiał, że powinien się zamknąć. 
Odetchnął po raz kolejny i zabrał się za przesuwanie szafy. Tak naprawdę zamierzał to zrobić od samego początku, ale lubił od czasu do czasu podroczyć się z Lily. Ot tak, dla zabawy. I nawet nie pytał po co tę szafę odsuwają. Do dziwnych pomysłów też się zdążył przyzwyczaić. 
— Ale pójdziemy potem na tacos? — zapytał jeszcze. — Proszę, one naprawdę są genialne! Ja stawiam! 
Lily przewróciła oczami, ale na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nieznacznie kiwnęła głową. 
Serce Freda zabiło jakby mocniej. Z podwójnym zapałem zabrał się za przesuwanie szafy. 
— Ha, widzisz, nic tu nie. Serio, ten dom to ruina, żaden szanujący się morderca by tu nie zamieszkał — prychnął Fred. 
Lily zmarszczyła brwi. Poświeciła na ścianę i przyjrzała jej się uważnie. 
— Coś mi tu nie gra... Frederique prychnął kpiąco. 
I prawie dosłownie w tej samej chwili odskoczył z krzykiem. Bowiem Lily postanowiła dokonać brutalnego zamachu na jego życie, po przez odsunięcie się, wzięcie rozbiegu i niczym żywy pocisk, uderzenie w ścianę. Biedny Fred odsunął się w ostatniej chwili!
— Co ty, na karteczki Ferratta, wyprawiasz!
— Pracuję — warknęła. — Ty może też byś od czasu do czasu ruszył mózgiem.
Rosher obruszył się okropnie, ale jednocześnie był tak zaskoczony, że nie wydusił z siebie ani słowa, Owszem, prawdą było i przyzwyczaił się już dawno, że pannie Garout w czasie pracy trochę odbijało. Na co dzień słodka i urocza ( to obiektywna opinia!) w obliczu zbrodni stawała się oschła i lekko bezwzględna. Lekko, miękkie serce dla kociaków, szczeniaków, dzieci i przyjaciół zachowywała. A co tu dużo mówić, Fred uważał się za przyjaciela, z aspiracją do kogoś bardziej znaczące. Dlatego też nagła i trwająca zmiana nastawienia, cokolwiek go zaniepokoiła. 
— Lily, kochanie, ty moje, na pewno dobrze się czujesz? — zapytał zatroskany. — Może się przeziębiłaś, w tym hotelu strasznie klima chodziła... 
— Cichaj! — uciszyła go stanowczo. — Przyjrzyj się raz, a porządnie. Tu są drzwi!
Fréd zmrużył oczy, podrapał się po głowie, a potem cofnął się o krok. Na ścianie, ledwo widoczny, przykryty grubą warstwą farby, połyskiwał zarys drzwi. Bardzo starych, chyba metalowych, zapadniętych w sobie. 
— Okej, to już jest dziwne — przyznał. — Myślisz, że za nimi znajdziemy to, czego szukamy? 
— Jestem tego pewna. 
— Razem próbowali pchnąć drzwi. Były ciężkie, wydawały się od dawna nie używanie, ale w końcu puściły. Otworzyły się z ogłuszającym skrzypnięciem. W powietrze wzniósł się tuman kurzu. 
— Nie wygląda to zachęcająco. 
— A czego się spodziewałeś? Baru Taco? 
Fréd wzdrygnął się nieznacznie. Ciemne, wilgotne schody, prowadzące niewiadomo dokąd, były zdecydowanie ostatnim miejscem, które wybrałby na randkę z dziewczyną. 
Bar Taco brzmiał zdecydowanie lepiej. 
— Dobra, cofam swoje słowa, to nadal nie ma sensu. Nikt nie tykał tych drzwi od wieków! Na pewno na dole znajdziemy tylko spróchniałe półki, więcej szczurów i źle przetrzymywane wino. — Na samą myśl o zepsutym napoju bogów francuskich, pochodzenia rzymskiego, zrobiło mu się niedobrze. 
Lily za to nawet nie pozieleniała! 
— Serio, chcesz tam wejść?! Przecież to wariactwo! A co, jeśli spadnie nam na głowy strop? Albo na dole czeka psychopata z piłą łańcuchową? Oh, biedni my, będziemy martwi i nikt po nas nawet nie zapłaczę! Wszyscy pomyślą, ż uciekliśmy razem na tropikalne wyspy, by wieść beztroskie życie, wśród palm, kokosów i słońca. A tak naprawdę będziemy tutaj, pochowani na wieki w zapomnianej piwnicy, niczym egipskie mumie, zapomniane prze społeczeństwo. Oj, biada nam, biada… Ał!
Lily przywaliła mu latarką w kask. Tak po prostu. Co skutecznie ukróciło tragiczne wywody.  Sprytna z niej dziewczę. 
Następnie tę samą latarkę przetarła rękawem, poprawiła kask i sama ruszyła w dół schodów. 
Dusza antycznego bohatera nie pozwalała Frédérickowi pozostawić niewiasty samej. 
Schody były długie, strome i śliskie. Cały czas musieli podpierać się ściany i iść bardzo, bardzo powoli, by nie zaliczyć gleby. Fréd klął pod nosem, ale z każdą sekundą coraz ciszej. Zapach stęchlizny zaczynał słabnąć, a pod sufitem zamigotała nawet pojedyncza żarówka. 
— Ktoś tu jednak był — stwierdziła Lily, gdy minęli kolejne światło. Wyłączyli latarki, jeszcze staranniej patrząc pod nogi. 
W końcu dotarli do piwnicy. Ciemnego, niskiego pomieszczenia, z starym tynkiem na ścianach i łamiącymi się półkami na przetwory. Fréd spodziewał się, że wszędzie będzie pełno kurzu, ale okazało się, że tylko cienka warstwa osiadła na meblach. 

A potem skierował latarkę na stół. I prawie zwrócił śniadanie. 
Na stole stała bowiem poszukiwana przez wszystkich głowa Gerarda Delacoura. 

***

W trakcie, gdy Frédérique prezentował wszystkim swój wspaniały pisk à’la mała dziewczynka, komendant Matthieu Ferrat cierpliwie przesłuchiwał pozostałych podejrzanych. Tak, jak przypuszczał ani Ervin Ngaphet, ani Vital Heynen nie mieli żadnego motywu, by mordować Delacoura. 
— Oczywiście, że go zamordowałem — zaczął Heynen, gdy usiadł przed Ferratem. — Bo wie pan, ja nie mam nic ciekawszego do roboty, tylko latam po różnych europejskich miastach z siekierą i rozczłonkowuje ludzi. Ot, takie nietypowe hobby sobie znalazłem. A głowy to już w ogóle kolekcjonuje. W walizce trzymam, w słoikach. Jak pan myśli, dlaczego na każdym lotnisku mnie zatrzymują. 
Po tym przesłuchaniu Matt musiał zrobić sobie przerwę. Długą przerwę. Kazał przekazać Arabelli wszystkie nagrania, by mogła przeskanować je pod kątem nietypowych nakładek, przeróbek, czy machlojstw. Sam zaś usiadł w hotelowej kawiarni i jeszcze raz zaczął przeglądać notatki. 
— Brakuje mi wszystkiego. Za mało poszlak, za mało podejrzanych, za brutalna zbrodnia — mruczał do siebie, sącząc czarną kawę. — Nic tu się nie trzyma kupy. Cholera, może jakbyśmy znaleźli ten przeklęty łeb, to coś by się wyjaśniło, ale tak? Bez sensu, kompletnie bez sensu. 
— Wszystko jest bez sensu? 
Nawet nie zauważył, kiedy na przeciwko usiadł Stephane. Trener wyglądał na lekko zmęczonego, ale uśmiechał nieznacznie. 
— Dokładna analiza sytuacji wskazuje, że przegapiliśmy jakąś bardzo ważną informacje — wyjaśnił Matt. — Mając trzech podejrzanych, ponad dwustu potencjalnych świadków, ciało oraz wydarzenia, które mogły dać motyw, już powinienem być wstanie wytypować potencjalnego mordercę. Jednak twoje teorię wszystko psują!
— Moje? — zdziwił się Antiga. — A co ja mam z tym wszystkim wspólnego? 
— Wmówiłeś mi, że żaden z podejrzanych nie jest winien! — zarzucił mu komendant. — Przekonywałeś mnie tak długo, że uwierzyłem! I teraz nie mogę zamknąć sprawy!
— Przedstawiłem tylko logiczne argumenty. Zresztą, jakbyś się czuł, gdybyś zamknął niewinną osobę? 
To trochę zbiło Matthieu z tropu. Odchrząknął nerwowo, dopił kawę, a potem spojrzał przez ramię. W recepcji zbierała się właśnie grupa polskich siatkarzy z torbami i małymi walizkami. 
— Jadą na mecz?
— Grają pierwsi —– przytaknął Stephane. — Nasi zaczynają dopiero o dziewiętnastej, więc jeszcze masz dużo czasu żeby ich przesłuchać. 
— Już to zrobiłem. Dwa razy. Niczego nowego się nie dowiedziałem. 
— A co z miejscem zbrodni? 
— Aspiranci Garrout i Rosher się tym zajmują. 
— Sprawdzili już hotel? 
Matthieu zamarł. Spojrzał na szwagra, zamrugał, a potem ze świstem wciągnął powietrze. 
— Cholera! 
Wiedział, że o czymś zapomniał! Cały cholerny dzień  czuł, że czegoś mu brakuje, że przegapił jakąś bardzo, ale to bardzo ważną informację. Szukał brakującego elementu skrupulatnie, sprawdzał  wszystko dziesiątki razy, a wystarczyło zapytać Stephana! 
— Straciliśmy ponad czterdzieści osiem godzin. To masa czasu. Jeśli do morderstwa doszło w hotelu, to zabójca mógł już tysiące razy zatrzeć wszystkie ślady. Będzie ciężko cokolwiek znaleźć. 
— Twoi ludzie nie zrobili od razu przeszukania?
— Zrobić zrobili, ale są dość nieuważni, powinienem od razu sam się tym zająć. Przecież to stary budynek, ma mnóstwo podejrzanych zakamarków. Zresztą, nie mam nakazu rewizji pokojów. Nie mogłem ich przeszukać, wystarczyło, by zabójca ukrył się w jednym z nich… Idiota, skończony idiota!
Matthieu psioczył strasznie na swoją głupotę i był to chyba największy przejaw wściekłości, jaki kiedykolwiek zaprezentował. Wzbudził więc powszechne zainteresowanie wśród współpracowników, którzy momentalnie zlecieli się do kawiarni. 
— Proszę państwa, doszło do okropnego zaniedbania z mojej strony. Czasu mamy mało, a możliwości jeszcze mniej. W tym momencie wszyscy porzucają swoje dotychczasowe zadania. Macie centymetr po centymetrze przeczesać cały hotel. Wszystkie korytarze, pomieszczenia służbowe, piwnice. Za dwie godziny będę miał zgodę na przeszukanie pokoi. Niech więc recepcja skontaktuje się z gośćmi, którzy są nieobecni i ich o tym poinformuje. Zrozumiano? 
Rozentuzjazmowany okrzyk tłumu uznał za powszechną aprobatę swoich działań. Wyćwiczeni przez niego policjanci szybko podzielili się zadaniami i rozpierzchli się po budynku. 
Sam Matt też nie zamierzał próżnować. Miał czterdzieści lat, był pełen sił, mógł cały dzień być w biegu. Zadzwonił więc do pewnego sędziego, załatwił zgodę na przeszukanie, a potem wziął plan hotelu, długopis i ruszył korytarzami. 
Stephane podążał za nim niczym duch. 
— Naprawdę myślisz, że znajdziemy miejsce zbrodni? — zapytał, gdy wjeżdżali windą na ostatnie piętro. 
— Ty to zaproponowałeś — zauważył uprzejmie Matt. — Nie wiem. To możliwe. Raczej jednak spodziewam się, że znajdę coś, co wskazywałoby, że morderca, jeśli to osoba z zewnątrz, przebywała tutaj dłużej. Delacoura pocięto dopiero po śmierci, ale gdzieś musiano go ogłuszyć, porwać. Raczej wątpię, by z chęcią szedł na własną śmierć. 
— Chyba, że znał dobrze mordercę.
Matt uniósł lekko zaskoczony brew. 
— Widzę, że ktoś tutaj odrobił zadanie domowe. 
— Widziałem kilka kryminałów. — Stephane tylko wzruszył ramionami. 
Matt już chciał coś dodać, ale w tym momencie drzwi windy otworzyły się. 
Teraz, gdy większość siatkarzy była na treningach lub przygotowywała się do meczu, na korytarzach panował spokój. Matt zaglądał już zresztą do ich pokojów. Choć panował w nich ogólny bałagan, to nie znalazł w nich krwi czy też uciętych głów. 
No, może z wyjątkiem pluszowej głowy diabła. Ale to ponoć był talizman od jednej z niewątpliwie uroczych córek zawodników. 
Wszystkie pokoje w tej części korytarza przeznaczone były dla zawodników i sztabu reprezentacji Francji. Matt przykucnął i z uwagą przyjrzał się tapecie przy podłodze. 
— Czy tylko mi się wydaje, czy ona jest lekko wygnieciona? 
Stephane również zwrócił na to uwagę. 
— Możliwe. Trudno powiedzieć. Nie jestem specjalistą od tapet. 
Poszli dalej. Matt przyglądał się głównie podłodze. Szukał wszystkiego, co mogłoby się wydawać podejrzane. Nietypowego brudu, śladów krwi, czy niedawno czyszczonej wykładziny. 
Przeszli całe piętro, ale nie znaleźli nic ciekawego. Nie zniechęciło to jednak Ferratta, który nauczył się już dawno, że śledztwo wymaga cierpliwości i skrupulatności. 
— Zjedziemy windą służbową, dwa piętra niżej — tłumaczył Stephanowi. — To piętro jest niedostępne dla gości, bo głównie składa się z magazynów i schowków. Jeśli ktoś chciałby ukryć narzędzia zbrodni, to właśnie tam. 
— A to nie trochę ryzykowne? Wiesz, tu przynajmniej w nocy panował spokój. A w częściach dla pracowników ktoś zawsze mógł się kręcić. 
— Masz rację — przytaknął. — Podejrzewam jednak, że morderca mógł spróbować wtopić się w tłum, przebierając się dostawcę, albo po prostu jednego z pracowników. Miałby w ten sposób pewność, że Delacour nie zwróci na niego uwagi.  Zresztą, według recepcjonisty, akurat ta winda jest wyjątkowo rzadko używana. 
Weszli do środka. Duże, metalowe pomieszczenie sprawiało bardzo nieprzyjemne wrażenie, pod sufitem płonęły ostre ledy, a panel, wyświetlający piętro, migał niepokojąco. 
Winda zjechała, skrzypiąc przeraźliwie. Piętro, na którym się znaleźli, zdecydowanie nie przypominało tego mieszkalnego. Długi korytarz pokryto szarymi kafelkami, a nieregularnie rozmieszczone drzwi były połączeniem metalu i zeschniętego drewna. Na każdych wisiała tabliczka z informacją, co można znaleźć w środku. 
— Co jest na końcu? — zapytał Stephane, naciskając jednocześnie stary włącznik światła. — Druga winda. 
Matthieu zajrzał do planów i zmarszczył brwi. 
— Nie… stary szyb na śmieci. Przynajmniej tak to wygląda.
— Serio? — w oczach Antigi pojawiło się dziwne podekscytowanie. — Ej, mam pewną teorię. A co jeśli nasz morderca ogłuszył Delacora na piętrze, zjechał z nim windą, a potem wydostał się przez szyb? 
— Z bezwładnym ciałem? Pięć pięter w dół? 
— Dlaczego by nie? Może na końcu miał materac, który złagodził upadek. Wystarczyłby dorbze zorganizowany wspólnik i nikt nie dostrzegł by śladu. 
Matt nie wyglądał na przekonanego. Poprawił pas z bronią, policyjną kurtkę i zaczął iść wzdłuż drzwi. 
— Zawsze nosisz ze sobą broń? 
— Gdybyś spotkał tyle wariatów w życiu, też byś nosił — mruknął. 
Korytarz wydawał się opuszczony. Matthieu myślał, że spotkają chociaż jedną osobę z obsługi, ale nie widzieli ani żywego ducha. Jakby wszystkich wywiało. 
— Muszę dopytać w recepcji, czy to trwały stan.  Bo jeśli tak, to morderca mógł to wykorzystać… ej, co to? 
Nagle dostrzegł tajemniczy skrawek papieru leżący pod drzwiami. Podniósł go i ze zdumieniem stwierdził, że jest zdjęcie. Nie najnowsze, mogło mieć z dziesięć lat. Przedstawiało grupę nastolatków w siatkarskich strojach reprezentacji Francji. Niektóre twarze wydawały mu się dziwnie znajome.
— Znasz ich? — zapytał, pokazując zdjęcie szwagrowi. 
Stephane zmarszczył brwi. Przez chwilę przyglądał się fotografii, by w końcu głośno przełknąć ślinę. 
— Można tak powiedzieć — zaczął niepewnie. — To drużyna juniorów sprzed dobrych dziesięciu lat. Z większością nie miałem do czynienia, ale kilka twarzy rozpoznaje, bo zrobili karierę. 
— Na przykład? 
— Przesłuchiwałeś ich. Kevin Le Roux, Jenia Grebenikov, Nicolas Le Goff, jest też Earvin Ngaphet. 
— Oni naprawdę znają się od dawna… 
— Dokładnie i… — zawahał się na moment. — Jest jeszcze jeden. To Arsené Blain — postukał palcem w wizerunek chudego chłopaka, o czarnych, oklapłych włosach i błyszczących oczach. — Ale z nim już nie pogadasz, zginął w dwa tysiące dziesiątym. Pewnie niewiele wcześniej zrobiono to zdjęcie. 
W głowie Mattthieu zapaliła się czerwona lampka. Jeszcze raz spojrzał na zdjęcie, a potem wyjął swoje notatki i zaczął z uwagą przeglądać nazwiska przesłuchiwanych. Dokładniej tabelę, w której przy każdej osobie wypisano alibi. 
— Cholera! — przeklął dostrzegając prawidłowość. — Stephane, mamy problem. 
— Poważny? 
— Poważny. Zawodnicy, którzy są na tym zdjęciu zapewniali sobie nawzajem alibi. Jak mogłem wcześniej nie zwrócić uwagi! 
Stephane wydawał się być cokolwiek zdezorientowany. Szeroko otworzył oczy i bezgłośnie ruszał ustami, jakby sam sobie tłumaczył, co właśnie się stało. 
— Nie rozumiesz, jak ważne jest to zdjęcie, prawda? 
— Średnio — przyznał, bezradnie rozkładając ręce. 
Matthieu westchnął głęboko. Wyjął z kieszeni foliową torebkę, a potem bardzo, bardzo powoli schował do niej fotografię. 
— Pomyśl, kto mógł mieć przy sobie takie zdjęcie? 
— Któryś z zawodników? — odparł bez zastanowienia Antiga. — Ja też trzymam zdjęcia z początków kariery. Nie noszę ich przy sobie, ale ludzie mają różne dziwactwa. 
— Problem w tym, że żaden z siatkarzy nie miał dostępu do tej części hotelu. Przynajmniej nie oficjalnie. 
— A to oznacza, że zdjęcie musiał pozostawić po sobie morderca — dokończył Stephane. 
Zapadła cisza. Mężczyźni patrzy na fotografię tak, jakby to ona zamordowała Delacoura. Unoszące się w powietrzu napięcie narastało z każdą sekundą. Matt widział, że Stephane bije się z własnymi myślami. Znaleziona poszlaka dobitnie wskazywała na to, że sprawa jednak miała coś wspólnego z siatkówką. 
Matthieu zacisnął i zaraz rozluźnił mięśnie. Musiał myśleć logicznie. Zdjęcie było bardzo ważnym dowodem, który wnosił zupełnie nowe spojrzenie na sprawę. 
— Za płytko szukaliśmy — mruknął z irytacją. — Tak, chodzi o siatkówkę. Ale Garout i Rosher mieli rację. To stara sprawa. Jakaś forma zemsty. Co robiłeś, gdy wykonano to zdjęcie? — zapytał Stephana. 
Trener gwałtownie otrząsnął się z zamyślenia. 
— Ja? Oh… grałem w głównej reprezentacji. To chyba będzie dwa tysiące dziewiąty. Zostaliśmy wtedy wicemistrzami Europy. To był doskonały sezon. — W jego oczach pojawił się cień rozmarzenia.
— Miałeś do czynienia z juniorami? 
— Niespecjalnie — pokręcił głową. — Chłopaków poznaję, bo niespecjalne się zmienili. A Arsené Blain był synem naszego ówczesnego trenera Phillipa Blalina. 
Czerwona lampka w głowie Ferratta zaczęła wyć przeraźliwie. 
— Kevin Tillie. Laurent Tillie. Arsené Blain. Phillipe Blain. Syn i ojciec. Przypadek? Jak zginął Arsené? 
— Głupi wypadek. Jechał w deszczu, późną nocą, stracił panowanie nad kierownicą i zjechał z mostu do rzeki. 
Czerwona lampka przegrzała się i wybuchła. 
— Musimy koniecznie to sprawdzić — zarządził Matthieu. — Te sprawy mogą mieć ze sobą coś wspólnego. Gdzie znajdę Phillipa? 
— W Tokio? 
— Mówisz poważnie? 
— Trenuje teraz Japończyków. 
Z irytacją wypuścił powietrze. Spojrzał jeszcze raz na zdjęcie, na resztę korytarza, a potem wyjął z kieszeni telefon i wykręcił doskonale znany numer. 
— Aspirancie Garrout? Gdzie jesteście? Mam dla was kolejne cierpiące zwłoki zadanie. 
— To super, panie komendancie — głos Lily dziwnie drżał. — Problem w tym, że mamy… no… drobny problem.
— Jakiż to znowu problem? — odparł zirytowany. 
— Cóż… jakby to powiedzieć… znaleźliśmy głowę Gerarda Delacoura. 


Z wielką przyjemnością przedstawiam rozdział 5. Jest on troszkę krótszy niż poprzednie, ale mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Akcja cały czas idzie do przodu. Kolejne poszlaki, kolejni podejrzani. 
Jak zwykle z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i za wszystkie z góry dziękuję. 
Pozdrawiam
Violin



6 komentarzy:

  1. Lilly i Fred , no serio ja się tak zastanawiam kto jest facetem w tej dwojce 😉
    Jeszcze chwila i Lilly skorzystalaby z czegoś cięższego niż latarka do przywalenia Fredowi😉
    Ale jej upór się przydał i w końcu została znaleziona naszej ofiary. Oj widok ten na pewno do przyjemnych nie należał.
    Hahaha , no ja się wcale nie dziwię że po przesłuchania Heynena. Matt musiał sobie zrobić przerwę 😉
    Za to dziwię się, że nikt wcześniej nie wpadł na dokładne przeszukanie hotelu. Jak coś tak ważnego mogło wszystkim umknąć.
    Dziwne to znalezione zdjęciew takim miejscu. Jestem ciekawa czy naprawde zostawił je tam morderca. Ale wszystko chyba na to wskazuje.
    Mam dziwne wrażenie że to morderstwo łączy się w jakiś sposób że śmiercią
    Arsene Bleina.
    Ale na to czy się nie mylę pewno jeszcze trochę poczekam 😉
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lily i Fred to jest jeden z moich ulubionych duetów. A na pewno będzie ich jeszcze więcej.
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń
  2. Lily i Fred ... duet nie do podrobienia :) Niby profesjonalni policjanci z wydziału kryminalistycznego, a wprowadzają swoim "dochodzeniem" wiele śmiechu. Tyle ile razy wybuchnęłam śmiechem to moje ^^ ale kurcze, Lily ma większe "cojones" od Freda. Kobieta rządzi ^^ Chociaż muszę przyznać, że czytałam ich poszukiwania z lekkim napięciem. Tak czułam, że na końcu znajdą TO miejsce. Sama bym chyba padła na ich miejscu na zawał. A widok głowy ... wrzeszczałabym na pół miasta! Zastanawia mnie jedynie to, dlaczego morderca pozostawił głowę na miejscu, gdzie rozczłonkował całe ciało. Nie zmieściła się w zupie, czy jak? A może istnieje inne wytłumaczenie ^^
    Stephan i Matthieu również zrobili postępy w śledztwie. Antiga zachowuje się już niczym rasowy detektyw! Ma nosa do wielu szczegółów i potrafi analizować :) Dzięki wspólnej współpracy odnaleźli zdjęcie, które prawdopodobnie niefortunnie pozostawił morderca. Ale kto nim jest? Ktoś ze zdjęcia? Jakoś trudno mi sobie wyobrazić któregoś z siatkarzy jako takiego zwyrola. Bo ok, można kogoś w afekcie zabić (oby nigdy mi się to nie zdarzyło ^^) ale żeby od razu poćwiartować? To mi jakoś nie pasuje. A może ktoś to zdjęcie po prostu podrzucił, aby podejrzenie padło właśnie na owych panów? I czy wypadek Arsené Blain'a był na pewno tylko nieszczęśliwym wypadkiem?
    VITAL! Hahahahahaha ^^ normalnie padłam jak przeczytałam te jego "zeznania". Wiedziałam, że jeszcze wróci i to w wielkim swoim stylu :) Tylko on mógł się od razu "przyznać" do morderstwa. A wiesz co? Jakoś to wszystko najbardziej mi do niego pasuje hahaha.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle z Vitalem to jest o tyle śmieszne, że ja w życiu bym nie przypuszczała, że pojawi się w moim opowiadaniu. Ale jak już się pojawił, to nie potrafię się go pozbyć xd
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń
  3. I śledztwo ruszyło! :D Na miejscu Frédérique również wolałabym iść na jedzenie, ale w pracy nie ma tak łatwo. A już szczególnie przy takiej sprawie, w której liczy się każda sekunda. Mężczyzna wspólnie z Lily dostali bojowe zadanie i znaleźli... Brakujący element układanki. Początkowo nie było łatwo, bo na pierwszy rzut oka myśleli, że w opuszczonym domu nic nie znajdą, ale dzięki determinacji Lily wszystko się udało. Z kobietami w bojowych nastrojach to nie ma co zadzierać haha :D Głowa zamordowanego została znaleziona i pytanie, co teraz? Swoją drogą nie dziwię się Frédérique, że prawie zwrócił swoje śniadanie. Ten widok z pewnością nie był przyjemny dla oka. A morderca również się wykazał pozostawiając głowę na środku stołu. Czyżby chciał tym coś przekazać? ^^
    Matt dzięki pomocy Stephana ogarnął, że zapomniał sprawdzić w sumie najważniejszego miejsca, czyli hotelu. Po przesłuchaniu świadków, wszystko sprawnie załatwił i wraz ze szwagrem wyruszyli na małe poszukiwania. I oni również natknęli się na dowód, który może pomóc. Sama nie wiem, czy mordercą może okazać się któryś z siatkarzy, ale sprawa niewątpliwie jest podejrzana. Bo kto inny mógłby mieć dostęp do fotografii i mógłby trzymać ją przy sobie? Chyba że to fałszywy alarm, a morderca bawi się w kotka i myszkę ^^ Sprawa z ojcem i synem faktycznie jest intrygująca :D Skoro mamy zdjęcie i głowę to jest to spory przełom i ciekawi mnie, co teraz ^^
    Czekam na kolejny rozdział i przy okazji zapraszam do siebie na dwie nowości :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem dlaczego, ale ostatnio mam fazę na opisywanie takich bardziej makabrycznych scen. Naprawdę, nie mam pojęcia, skąd się to bierze, ale spodziewajcie się jeszcze kilku.
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń