piątek, 27 grudnia 2019

Rozdział 7

Matthieu Ferrat pracował w policji dobre dwadzieścia lat. Złapał wielu morderców, ale jeszcze żaden z nich nie był seryjnym mordercą. Trudno powiedzieć dlaczego. Może go nie lubili? Może miał pecha? A może najsmaczniejsze kąski, jakimi niewątpliwie są seryjni zabójcy, zawsze zgarniała policja w Paryżu? 
W każdym razie, czekał na to całe życie. I teraz, gdy w końcu dorwał się do sprawy na skalę krajową, nie zamierzał jej wypuścić z rąk. Gdy główny inspektor zaproponował podesłanie „pomocy ze stolicy”, komendant odmówił grzecznie, acz stanowczo. Wiedział, że pomoc od razu przejęłaby sprawę, a on wróciłby do łapania nadpobudliwych, zdradzonych żon i niewypłacalnych narkomanów. 
O nie, teraz nadeszła jego chwila! Matthieu Ferrat złapie mordercę i stanie się sławny!
Na miejscu zbrodni był pół godziny po zgłoszeniu. Stephana odesłał wcześniej do domu. Było już późno, wiedział, że szanowna żona urwie mu łeb, ale niespecjalnie się tym przejmował. Morderstwo było najważniejsze. 
Zwołał cały zespół. Frédériqua, Lily, Arabellę. Zgłoszenie zaprowadziło ich do dzielnicy małych, jednorodzinnych domów na przedmieściach miasta. Wzdłuż policyjnej taśmy już ustawiali się zaintrygowani sąsiedzi, a mały, błąkający się po ulicy york, zaczepiał policyjne owczarki. 
— Kim jest ofiara? — zapytał, przekraczając próg domu. 
Idący obok aspiranci ledwo nadążali. Rosher pospiesznie wyjął z torby kartkę z zgłoszeniem, prawie potykając się przy tym na progu. 
— To nie jaka Cassandra Le Fait. Sześćdziesiąt pięć lat, była lekarka. Mieszka tu od czterdziestu. 
— Rodzina? 
— Dorosła córka w Marsylli, prawniczka. Mąż, bankier, nie żyje od piętnastu lat. Zawał serca. Ciało znalazła sprzątaczka.
Matthieu kiwnął pospiesznie głową. Dom, dość spory, utrzymany był w idealnej czystości. Na ścianach, w równiutkich odstępach wisiały zdjęcia, na meblach nie było nawet drobinki kurzu, a z podłogi można było jeść. 
— Gdzie jest ciało? 
— Na piętrze w sypialni. Tylko ostrzegam. Dzielnicowi mówili, że to może być dość… drastyczny widok. 
— Po rozczłonkowanych zwłokach już nic mnie nie zdziwi. 
Piętro było równie czyste jak parter. Wokół kręciło się mnóstwo policjantów. Zabezpieczali teren, robili zdjęcia, zbierali ślady, a jeden próbował uspokoić roztrzęsioną sprzątaczkę. Kobieta to płakała, to znów krzyczała, wyrzucając z siebie potok słów, w bliżej nieokreślonym języku. 
Matthieu minął ją bez większego zainteresowania. Wszedł do sypialni i przystanął lekko zaskoczony. 
— Au — syknął Fréd. Lily przełknęła ślinę, tłumiąc odruch wymiotny. 
Cóż, widok na pewno nie był przyjemny. Na środku pokoju stało krzesło, a na krześle siedziała Cassandra La Fait. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ubrana była jedynie w krótkie, sportowe spodenki. Jej ciało zaś zmasakrowano. Pocięto ręce i nogi, na piersiach miała podłużne ślady od oparzeń. Stopy, powykrzywiane pod dziwnym kątem, zawinięto za nogi krzesła. Głowę oskalpowano. Dosłownie. Widać było każdy mięsień. Krew spłynęła z głowy na biały dywan. 
Na miejscu już pracował patolog. Matthieu podszedł do niego, zupełnie ignorując bladych współpracowników. 
— Kiedy zginęła? 
— Dawno się nie widzieliśmy, Matt — Severus uśmiechnął się krzywo. — Dawno. Myślę, że wczoraj w nocy. Między północą, a trzecią nad ranem. Dokładną godzinę podam po oględzinach w laboratorium. 
— A jak zginęła? Wykrwawiła się? 
Patolog zacisnął zęby. Rozglądnął się jakby uważnie, a potem lekko ściszył głos. 
— Wiesz, że to ja kazałam po ciebie posłać? 
— Że co proszę? — Ferrat uniósł ze zdziwieniem brew. 
— Dostałem wezwanie chwilę po tym, jak się pożegnaliśmy. Dzielnicowi w ogóle nie podejrzewali, że to morderstwo ma coś wspólnego z Delacourem. Zresztą nie mogli. Ale wystarczyło mi pięć minut, by wiedzieć, że te sprawy mają ze sobą coś wspólnego. 
Metthieu nerwowo przestąpił z nogi na nogę, Zaczynał czuć podekscytowanie. Szybko je jednak stłumił. Był na miejscu zbrodni, do cholery! 
— Wyjaśnij. 
— Przyczyna śmierci. Silne uderzenie tępym narzędziem w głowę. Oskalpowano ją już po śmierci. Wszystko zrobiono po śmierci. 
— Tak, jak z rozczłonkowaniem Delacoura. 
— Dokładnie. I jest jeszcze coś. — Odwrócił się od ciała i podszedł do komody, na której stały ramki ze zdjęciami. — Trzecie zdjęcie od prawej. Nie przypomina ci czegoś? 
Matt przyjrzał się uważniej. Jego serce zabiło mocniej. Fotografia przedstawiał grupę kilku chłopaków w siatkarskich strojach. Wszyscy roześmiały, obejmowali się nawzajem ramionami. Po środku stała kobieta w średnim wieku. 
Obecnie już martwa. 
— Ci sami chłopcy byli na zdjęciu mordercy. 
— A pierwszy po lewej to Arséné Blaine — dodał ponuro patolog. — Tego akurat jestem pewien. 
Wrócił do ciała. Założył nowe rękawiczki, a potem bardzo powoli odchylił głowę. 
— Poszukam kolejnych odcisków palców. Założę się, że jeśli jakieś znajdę, to będą się zgadzały z tymi z Delacoura. 
Ferret przytaknął szybko. Zostawił go i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Musiał upewnić się, że wszystkie ślady zostaną starannie zabezpieczone. 
Do tego znów miał wrażenie, że coś mu nie pasuje. 
— Gdzie są jej włosy? — zapytał. 
Nikt nie odpowiedział. Lily i Fréd wymienili tylko zdezorientowane spojrzenia. Pozostali policjanci jakby nie usłyszeli. 
— Czy ktoś widział włosy ofiary?! — powtórzył. — Do cholery, to ważne, ludzie! 
Teraz już słuchali wszyscy, ale nikt nie odpowiedział. Wszyscy gapili się na niego, jak na kosmitę. 
— Żadnych włosów nie znaleźliśmy — przyznał w końcu jakiś wystraszony technik. — Wszystko przeszukaliśmy, łącznie z śmietnikami. Morderca musiał zabrać ją ze sobą. 
Matthieu przeklął pod nosem, a zaraz potem uśmiechnął się. 
— Wspaniale, po prostu wspaniale!
Jego współpracownicy, zaskoczeni tą nagłą zmianą nastrojów, na wszelki wypadek odsunęli się o krok. 
— Komendancie, komendant na pewno dobrze się czuje? — zapytała ostrożnie Lily. 
— Doskonale, aspirancie Garoutt, doskonale. Jak mógłbym czuć się inaczej? Przecież mamy tu do czynienia z podręcznikowym przykładem mordercy mściciela. Najpierw zabrał głowę, teraz skalpel. Odbywa własną krucjatę i pozostaje tylko pytanie, przeciwko czemu. 
— Siatkówce? — zaproponował bez przekonania Frédérique. — Może to jakiś niespełniony siatkarz albo trener. A może wielki fan, no nie wiem, bilarda, któremu siatkówka odbiera transmisje w Internecie. 
Matt spojrzał na niego z aprobatą. 
— Dobrze kombinujesz, Rosher. Powiedz Arabelli, że ma sprawdzić wszystkie powiązania między Cassandrą La Fait, a Gerardem Delacourem. Wspólnych znajomych, ulubione restauracje, dostawców pizzy, prądu, wszystkiego. 
— Tak jest, komendancie! — Rosher zasalutował, po czym odwrócił się na pięcie i wybiegł, jakby go sam diabeł gonił. 
Matthieu odprowadził go wzrokiem. Następnie zwrócił się do Lily. Dziewczyna była równie przestraszona, co jej kolega, ale komendant wiedział, że tak naprawdę, jest zafascynowana sprawą. Każdy policjant by był. 
— Co mam robić? — zapytała bez wachania. 
— Znajdź siatkarzy, ze zdjęć. Wszystkich. Zapytaj, co robili w nocy. Wcześniej zapewniali sobie nawzajem alibi. Ciekawi mnie, czy teraz też tak będzie. 
— Uważa pan, że to oni zabili? 
Uśmiechnął się kącikami ust. 
— Nie wiem. W tym momencie jedyne czego jestem pewny to to, że niedługo mówić będzie o nas cała Francja. Bo to morderstwo dziesięciolecia. 

***

Stephane o drugim morderstwie usłyszał przy śniadaniu. Tak samo jego żona, szwagierka i czwórka akurat przebywających w domu dzieci. Żona syknęła z obrzydzeniem, szwagierka zganiła męża, by łaskawie nie rozmawiał o pracy przy jedzeniu, a dzieci zaczęły wypytywać o szczegóły. Szczególnie Manoline była wyjątkowo zainteresowana sposobem popełnienia zbrodni. 
— Ale czym ją zabito? — dopytywała. — Młotkiem? Łomem? Było dużo krwi? Morderca zostawił jakieś ślady? Odciski palców? Albo chociaż narzędie zbrodni!
Stephane zapisał w myślach, by sprawdzić, skąd wzięły się krwawe zapędy córki. 
Matthieu za to zignorował pytania dziewczynki. Zjadł pospiesznie śniadanie, wypił chyba z litr kawy, po czym zaprosił Stephana na poważną rozmowę do ogrodu. 
— Wiesz, kim w ogóle była Cassandra La Fait? — zapytał bez ogródek. 
Antiga zastanowił się. W głowie pospiesznie przeskanował listy wszystkich ludzi, z którymi kiedykolwiek miał do czynienia grając w reprezentacji. Fizjoterapeutki, lekarski, dyrektorki, dziennikarki, nawet co bardziej zagorzałe kibicki, które swego czasu wysyłały mu urodzinowe kartki. Pamięć do imion miał niezłą, ale żadnej Cassandry nie kojarzył. 
— Niestety, ale jej nie znałem — przepraszająco rozłożył ramiona. — Też miała coś wspólnego z siatkówką? 
— Arabella sprawdziła. Owszem, miała. Pracowała w klinice, która miała podpisaną umowę z francuskim związkiem. Wykonywali okresowe badania młodych siatkarzy. Juniorzy, młodzicy. Wydawali pozwolenia na grę i tym podobne. 
— Możliwe. Od szesnastu lat jestem poza krajem. Większość badaniach robiłem w klubach. 
— Wiem. Ale to obala twoją teorię, że morderstwo nie ma nic wspólnego z siatkówką. Zresztą jest jeszcze coś. 
Stephane przełknął głośno ślinę. Coś w głosie Matta mówiło mu, że informacja, którą zaraz usłyszy raczej nie będzie optymistyczna. 
— Cassandra badała między innymi Arséné Blaina i innych chłopców ze zdjęcia, które znaleźliśmy. 
Ze świstem wypuścił powietrze. Przymknął oczy i policzył do dziesięciu. Wiedział, że tak będzie. Że syn Philippa nie stanie się tylko kolejnym przypadkowym nazwiskiem w sprawie. Że to jakaś większa sprawa. 
— Uważasz, że te morderstwa są powiązane z śmiercią młodego? 
Tym razem to Matt wzruszył ramionami. 
— Tak podpowiada mi przeczucie. Morderstwo madame La Fait rzuca nowe światło na sprawę. Ktoś morduje ludzi związanych z młodzieżową reprezentacją Francji. Zabójca ma na swoim koncie dwa, jeśli nawet nie trzy morderstwa. Musimy go złapać, za nim dojdzie do kolejnej zbrodni. 
Stephane nie mógł się nie zgodzić. Rozumiał myślenie szwagra, nie zamierzał się z nim kłócić. Jedynie przerażała go myśl, że w siatkarskim świecie doszło do prawdziwej zbrodni. I że mordercą może być ktoś, kogo zna. 
„A przynajmniej wydawało mi się, że znam” pomyślał gorzko. „ Bo cóż ja tak naprawdę wiem, o tych chłopakach? Ile łapią w ataku, w którą strefę najczęściej serwują i że są skłonni do ryzyka. I tyle. Już dawno wypadłem z obiegu. Czasy Stephana Antigi w reprezentacji minęły i muszę się z tym pogodzić.” 
Postanowił o tym nie myśleć. Nie grał dla drużyny narodowej od dobrych ośmiu lat i dotychczas nie tęsknił za tym. Nie zamierzał nagle zacząć. 
— Rozumiem, że będę ci dalej pomagać? 
— Oczywiście — prychnął. Matt. — To morderstwo zrobiło się naprawdę ciekawe. Ba, najlepsza sprawa w mojej karierze! Nie zamierzam zaprzepaścić sukcesu przez jakieś machlojki w siatkarskim świecie. 
— Laurenta Tillie uniewinniasz? 
— Jak najbardziej. I Vitala Heynena też. Obydwaj mieli alibi na czas zamordowania drugiej ofiary. Akurat tak się złożyło, że upijali się wspólnie w hotelowym barze. 
— Upijali? — Stephane uniósł ze zdziwieniem brew. — W środku turnieju? 
— No dobrze, Heynen upijał Till’ego. Biedny Laurent potrzebował się wygadać. 
W to akurat Antiga był skłonny uwierzyć. Tak naprawdę, to był skłonny uwierzyć we wszystkie opowieści o Heynenie. Ten człowiek był chodzącą zagadką i nie można było przewidzieć, co tym razem strzeli mu do głowy. 
Nagle coś jeszcze przyszło mu na myśl 
— Czy nad sprawą nadal pracuje ta twoja aspirantka? — zapytał przypominając sobie dziwne spotkanie w parku. 
— Masz na myśli Lily Garout? — Matthieu nie krył zaskoczenia. — Tak, pracuje. A dlaczego pytasz? 
— Po prostu, miałem dziwną sytuacje. Wydawało mi się, że wczoraj mnie śledziła — wyjaśnił Stephane. 
Ferret aż przekrzywił głowę ze zdziwienia. Oparł się o stojącą w ogrodzie zjeżdżalnie i schował ręce do kieszeni. 
— Śledziła? Jesteś pewien? 
— Próbowała udawać, że czyta gazetę w parku, ale gdy zorientowała się, że ją widzę, uciekła. 
— To… no conajmniej dziwne — przyznał Matt. — Lily to dobra policjantka. Jeszcze młoda i niedoświadczona, ale dobra. Ma przed sobą świetlaną karierę. 
— Czyli to tylko przypadek? 
— Może jest twoją fanką? Przecież masz ich wiele. Wiesz, nie znam jej aż tak dobrze. Dołączyła do zespołu dwa lata temu. Miała średnio szczęśliwe dzieciństwo, wiesz, rodziny zastępcze i te sprawy, ale nikomu się nie zwierzała. Może od dziecka interesuje się siatkówką, byłeś jej idolem i w ogóle. 
— A teraz nie chce się do tego przyznać? 
— Ilu ludzi przyznaje się do swoich cichych miłości czasów nastoletnich? 
Tu Stephane na moment zgłupiał. O dziwo, pierwszy raz w karierze dotarło do niego, że może być obiektem westchnień nie tylko starszych pań, ale też nastolatek. Co wydawało mu się cokolwiek dziwne. I niepokojące. Wolał nie wspominać o tym żonie. 
— Pewnie masz rację. Zresztą, chyba przesadziłem z tym śledzeniem. Może znalazła się w tym parku przypadkiem. 
— Albo podejrzewała, że to ty jesteś mordercą. 
Stephane zgłupiał po raz drugi. W życiu nie spodziewałby się, że usłyszy coś podobnego akurat od Matta. 
— Że co proszę? 
Matthieu beznamiętnie wzruszył ramionami. 
— Tak tylko rzuciłem. Młodym policjantom czasami wydaje się, że wszystko wygląda tak, jak w serialach. No wiesz, policja zatrudnia konsultanta, który pomaga wytropić mordercę, cały czas jest obok śledztwa, a na końcu okazuje się, że to on był zabójcą. 
— To aż tak popularny motyw? 
— Jeden z popularniejszych. — Ferret skrzywił się z obrzydzeniem. — Zresztą z tego wiem, Lily należy do grona fanów pewnego serialu, w którym właśnie jeden z policjantów okazuje się być seryjnym mordercą dilerów narkotykowych. Kiedyś o tym serialu, to bez przerwy na komendzie gadali. Zresztą, ten policjant to chyba całkiem podobny do ciebie był. 
— Serio? 
— Serio. Wierz mi, młodzież ma niesamowite pomysły. — Zaśmiał się, poklepał Stephana po ramieniu, a potem skierował się do domu. 
Stephane jeszcze przez chwilę stał sam w ogródku. Próbował zrozumieć, o czym w ogóle rozmawiali. 
Szybko się poddał. Doszedł do wniosku, że nigdy nie zrozumie francuskiej policji. 

***

— Frederique, skarbie, czy mógłbyś łaskawie wciąć ode mnie te cholerne akta? 
Zza ściany wychyliła się głowa Arabelli. Wyrwany z zamyślenia Fred, podskoczył na krześle, zrzucając przy tym pojemniki na zszywki, które malowniczo rozleciały się po podłodze. Przeklną siarczyście. Tak to jest, gdy zasypia się z nogami na biurku. 
— Jakie akta? — spojrzał nieprzytomnie na koleżankę. 
— No jak to jakie? — prychnęła z irytacją. — Te, o których znalezienie prosiłeś mnie dobre trzy godziny temu. Z tego co pamiętam, mieliście z Lily znaleźć wszystkich siatkarzy, którzy mogli łączyć Delacoura i La Fait. 
Fred znów prawie spadł z krzesła. Pospiesznie pozbierał zszywki, jednocześnie uśmiechając się przepraszająco. 
— Sorry, Bella, na śmierć zapomniałem. Lily już wyszła? 
— Jakąś godzinę temu. I nie mów do mnie Bella! — poczuła go jeszcze po czym zniknęła w swoim pokoju. 
Rosher westchnął cicho. Przeczesał palcami włosy i zerknął na biurko obok. Było idealnie wysprzątane, w czystości nie dorównywało tylko biurkowi samego komendanta. Dla Lily Ferret był idolem. Zrobiłaby wszystko, by mu się przypodobać. 
Oczywiście o aktach wiedział tylko Fred. Po prostu zapomniał powiedzieć Lily o zadaniu i teraz pluł sobie w brodę. 
Zerknął na zegarek. Dochodziło osiemnasta. Normalnie o tej porze w sobotę większość młodych ludzi szlajała się po klubach, ale nie Garrout. Fred był pewny, że dziewczyna siedzi w domu i nadal myśli nad sprawą. 
Decyzję podjął w ułamku sekundy. Zebrał się w ekspresowym tempie i już kilka minut później jechał na rowerze ulicami Cannes. Drogę do mieszkania Lily znał na pamięć, choć nigdy tam nie był. Ot, po prostu lubił od czasu do czasu wytyczać trasy do różnych miejsc w mieście. A że dość często wybierał dom koleżanki… cóż, przypadek. 
Zdyszany, w końcu zatrzymał rower pod niskim krokiem. Przypiął go i przez kilka minut próbował złapać oddech. 
— Musisz popracować nad kondycją, stary — skarcił sam siebie. — Bo jeszcze Ferret odsunie cię od zadań w terenie. Oj, tak, zamienienie metra na rower było doskonałym pomysłem. 
Nie dodał już na głos, że zrobił to pod wpływem Lily. Bo przecież nie wypada, by kobieta przyjeżdżała na rowerze, a on się woził metrem. 
— Trzy przez dziesięć, trzy przez dziesięć…. To chyba tutaj! — Triumfalnie zadzwonił domofonem. 
— Kto tam? 
— Cześć, Lilka, tu Fred. Przywiozłem mały prezent!
Przez chwilkę po drugiej stronie panowała cisza. W końcu jednak zamek w drzwiach szczęknął i Rosher znalazł się na klatce schodowej. 
— Frederique? Co ty tu robisz? – z Mieszkania na parterze wychylała się Lily. Miała na sobie wyciągnięte spodnie od dresu i stary podkoszulek z logiem szkoły policyjnej. Normalnie związane włosy, teraz chaotycznie na ramiona. 
Fred przystanął. Miał wrażenie, że słyszy anielskie śpiewy. 
— Fred? Wszystko w porządku? 
Zaniepokojony głos Lily szybko sprowadził go na ziemię. 
— Co? Ah, tak, przepraszam. Wiesz, zapomnieliśmy przejrzeć jedne akta… pomyślałem, że przyjadę… żebyś nie musiała się już tłuc na komendę… jak tego nie zrobimy, to Rosher urwie nam łby i nabije na włócznie. Tak, w ramach ostrzeżenia dla innych. Nie żeby co, twoja głowa wyglądałaby bardzo ładnie na włóczni, oczywiście, nie chcę jej tam widzieć, tylko tak… 
— Oh, właś po prostu. 
Aż podskoczył. Wyszczerzył się głupkowato i szybko wszedł do mieszkania, jakby bojąc się, że dziewczyna zaraz zmieni zdanie. 
— Przepraszam za bałagan, ale nie spodziewałam się gości. Zjesz coś? Napijesz się? Zamówiłam pizzę, będzie za jakieś dziesięć minut. 
— Pewnie, zjem wszystko — odpowiedział bez wachania. 
Z jakiś powodów miał wrażenie, że unosi się kilka centymetrów nad ziemią. Wrażenie to sprawiało, że nie zwrócił uwagi, na porozrzucane wszędzie poduszki, koce i przypadkowe kartki. W małym, jednopokojowym mieszkanku panował chaos totalny. W ogóle nie przypominało biurka właścicielki. Tak, jakby Lily w pracy i Lily w domu, były dwiema różnymi osobami. 
Ale Fredowi to nie przeszkadzało. Rozsiadł się wygodnie na kanapie, wyjął z plecaka grube teczki i znów uśmiechnął się szeroko. 
— To wszystko, co znalazła Arabella — wyjaśnił. Ludzie, głównie siatkarze, którzy mieli styczność z obiema ofiarami. Trochę tego jest, ale razem na pewno damy radę. 
Lily przytaknęła szybko. Usiadła na przeciwko, w rękach trzymając kubek z gorącą herbatą. Nerwowo rozglądała się wokół, tak, jakby bała się, że cała sytuacja jest mocno nie na miejscu. 
„Mam nadzieję, że się mnie nie boi” przez głowę Freda przeszła przerażająca myśl. „ A co jeśli powiedziałem coś nie tak? Może przesadziłem? A co jeśli zaraz mnie wyrzuci? Fred, ty skończony głupku!” 
— Tak, masz rację, musimy się za to szybko zabrać — powiedziała, uśmiechając się słabo. 
Z Roshera momentalnie uleciało całe napięcie. 
Przez kolejną godzinę przeglądali akta, jedli pizzę i dyskutowali o sprawie. Lily zrobiła chyba z milion notatek. Fred pozwolił sobie głośno popodziwiać sposób, w jaki łączyła kolejne fakty, rysowała mapy myśli i wykreślała kolejne tabelki. Przecież to była prawdziwa sztuka! 
— Na razie na prowadzenie wysuwa się Arsene Blain — podsumowała po pewnym czasie Lily. — Był podopiecznym Delacoura, a La Fait wystawiała mu zgody na grę. 
— Problem w tym, że chłopak nie żyje. Raczej nie zabił ich zza grobu. 
— On może nie. Ale jego ojciec? Ma alibi? 
Frederique pokręcił głową. 
— Jest w Japonii. Potwierdził to konsulat. Próbujemy go przesłuchać, ale… Ej, a to co? 
Dopiero teraz dostrzegł zdjęcie, walające się wśród papierów na podłodze. Przedstawiało na oko trzydziestoletniego mężczyznę z burzą złotych włosów na głowie i w stroju siatkarza. 
— Czy to nie jest przypadkiem Stephane Antiga? Ten facet, który pomaga nam w śledztwie? Co to zdjęcie tu robi? 
Lily jakby pobladła nieznacznie. Zamknęła teczkę i ostrożnie zabrała Fredowi fotografię. 
— Może było w aktach? Pewnie z nich wypadło… 
— Nie, to niemożliwe. — Chłopak stanowczo pokręcił głową. — Żadne dokumenty nie dotyczą Antigi. Zdjęcie musiało być w twoim mieszkaniu wcześniej. — Dopiero teraz podejrzliwie spojrzał na dziewczynę. 
Przełknęła głośno ślinę. Nerwowo pocierała palcami o oparcie kanapy. 
— To… No dobra, próbowałam się czegoś o nim dowiedzieć — przyznała w końcu. — Czy przypadkiem, to nie on stoi za mordercami. Bo nie uważasz za dziwne, że pojawia się nagle z nikąd i zostaje włączony do śledztwa? Dla mnie to cholernie podejrzane!
— Oczywiście, masz racje — przytaknął pospiesznie Fred. — Odkryłaś coś ciekawego? 
— No właśnie nie — spuściła głowę. — Ślepy zaułek. 
Na codzień Fred nie był bardzo naiwny. Ba! Można nawet rzec, że cechował się podejrzliwością. Ale Lily uśmiechała się z taką niewinnością, wyglądała tak słodko w tym spranym dresie, tak bezbronnie, że nie miał serca pytać dalej. 
„Pewnie chciała się popisać przed Rosherem” pomyślał. „Cholernie pracowite dziewczę, nie ma co, zajdzie daleko.”


Odpuścił więc. Resztę wieczoru spędzili na przekopywaniu akt, a potem po prostu rozmawianiu.  Spędzili razem kilka beztroskich godzin i gdy późno w nocy Fred wracał do siebie, już nie pamiętał o tajemniczym zdjęciu. 


Po długiej przerwie w końcu przedstawiam rozdział 7. Akcja cały czas się rozwija, dochodzą kolejne tajemnice. Dlatego też, jestem coraz bardziej ciekawa Waszych teorii i jak zwykle z niecierpliwością czekam na wszystkie komentarze. 
Pozdrawiam
Violin



4 komentarze:

  1. Jeśli mordercą okaże się któryś znany mi siatkarz to już nigdy nie spojrzę na niego tak samo! Za każdym razem będzie mi się przypominała ta historia haha :) A tak na serio to mordercą jest jakiś psychol! Może to mało pocieszające jednak poczułam ulgę dowiadując się że ta kobieta została ... zmasakrowana dopiero po śmierci. A raczej jej ciało. Nie zasnę już dzisiaj, nie ma bata! ^^ Fakty są jednak takie, że obydwa morderstwa coś, a raczej ktoś łączy. Ale kto ma aż tak wielki żal, żeby dokonywać takich okropnych rzeczy? Jeśli ma to związek z tragicznym wypadkiem, to ciekawi mnie co te dwie osoby miały z tym wspólnego. Nawet jeśli to nie był wypadek! Bo jakoś trudno mi na tą chwilę uwierzyć, aby ofiary były za to odpowiedzialne. Niestety muszę czekać na odsłonięcie kolejnych kart :)
    Nie ma to jak miłe rodzinne śniadanko i opowieści z miejsca zbrodni. Ze szczegółami! Czemu mnie nie dziwi, że dzieci były tym zafascynowane? ^^ Stephan jak na razie nie wie co ma sądzić o kolejnej zbrodni bo owej kobiety kompletnie nie kojarzy. Ale jestem pewna, że zaskoczy nas swoim złotym kalkulowaniem :) Mnie również zaczyna ciekawić Lily, a raczej fakt, dlaczego przyglądała się Stephanowi. Ok, na razie wychodzi na to, że chciała go jedynie sprawdzić co na pierwszy rzut oka dziwnym się nie wydaje. Choć mogła pomyśleć. Sam Stephan do tej sprawy się nie pchał, a został zachęcony, żebym nie powiedziała iż zmuszony. Coś mi mówi, że to do końca nie jest prawda. Wersję o fance raczej odrzucam ^^ Jak widać Frederique jest zachwycony koleżanką z pracy i mimowolnie wokół się niej kręci. Ciekawe czy to zainteresowanie jest odwzajemnione :)
    Vital upijający Laurenta? Bo Francuz chciał się wygadać? To na pewno nie było odwrotnie? Znaczy się z tym wygadaniem haha. Jakoś dziwnie mi z myślą iż Vital kogokolwiek dopuścił do słowa. To już jest podejrzane!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne morderstwo , do tego dosyć okrutne. Chyba pocieszający jest fakt , że morderca wszystkie te okropne rzeczy zrobił dopiero po smierci ofiary. O ile można to tak nazwać.
    Oba morderstwa łączy młody Arsene i siatkówka. Chyba najbardziej podejrzanym mógłby być tutaj jego ojciec. Ten jest jednak w Japonii.
    Bardzo ciekawi mnie zainteresowanie Lily , naszym Stephanem. I nie przemawia do mnie fakt , że dziewczyna chciała go tylko sprawdzić. Wydała mi się jakaś nieszczera w tym momencie. Niestety Fred jest nią chyba dość mocno zainteresowany, bo dość łatwo uwierzył w jej tłumaczenia i bardzo szybko zapomniał o wszystkim w jej towarzystwie.
    Jestem strasznie ciekawa o co jej tak naprawdę chodzi.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę szczęśliwego Nowego roku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że nic nie jadłam czytając ten rozdział haha :D Matthieu oraz cały jego oddział mają ręce pełne roboty, bo do jednego brutalnego zabójstwa doszło kolejne. I to jakie! Z jednej strony ulżyło mi, kiedy dowiedziałam się, że do tej masakry doszło po śmierci kobiety, ale z drugiej... Jakim trzeba być człowiekiem, żeby w ogóle dopuścić się takiej rzeczy? Ugh! W dodatku odkryto, że zamordowana kobieta również miała związek z siatkarskim światem i to nie byle jaki. Cóż... Sprawca ma motyw, obrał sobie za cel osoby związane z siatkówką i kto wie, czy na tych dwóch, a może nawet trzech morderstwach się skończy? Wszystko mnie ciekawi ^^
    Wcale mnie nie dziwi to, że dzieci podłapały taki temat podczas śniadania :D Zawsze to jakaś odmiana i "atrakcja" od zwykłej codzienności :D Ale! Stephan kalkuje, lecz nie może dojść do odpowiednich wniosków. Nie znał ofiary, ale może gdy wytęży umysł coś zacznie mu się zgrabnie łączyć w całość? Kto wie!
    W dalszym ciągu intryguje mnie zachowanie Lily... Naprawdę podejrzewa, że za zbrodniami może stać Stephan, czy kryje się za tym coś znacznie większego? Wcześniej obstawiałam, że może być jego szaloną fanką, ale teraz już niczego nie jestem pewna :D No... Oprócz tego, że Frederique wydaje się szaleć na jej punkcie i z ochotą garnie się do przebywania w jej towarzystwie :) Ciekawe, czy Lily czuje to samo, czy traktuje go wyłącznie jak kolegę z pracy ^^
    Vital to jest człowiek mistrz :D Nie ma na niego mocnych haha ^^
    Czekam na jakieś rozwiązanie, ale pewnie wszystko popląta się jeszcze bardziej :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń