piątek, 27 marca 2020

Rozdział 9

Matt zastrugał ołówek, wygładził kartkę i ostrożnie odznaczył kolejny punkt na liście. Symetryczny krzyżyk postawiony w równiutkim kwadracie ( dokładnie centymetr na centymetr), był fizycznym dowodem na wykonanie obowiązkowych czynności śledczych. Zebranie śladów z miejsca zbrodni. Jest. Przesłuchanie świadków. Jest. Odtworzenie przebiegu zabójstwa. Jest. Znalezienie powiązanych spraw. Jest. Wytypowanie podejrzanych. Jest. Przesłuchanie rodzin ofiar… 
Skrzywił się i z westchnieniem usiadł w fotelu. Kontakty międzynarodowe skutecznie utrudniały wszelaki przełom w śledztwie. Japończycy byli skrajnie drobiazgowi i mieli obsesje na punkcie procedur. Morderstwo? Podwójne? Seryjny zabójca? A kogo to obchodzi! Zgody, papierki, podpisy, dwadzieścia dni oczekiwania i może wtedy coś zdziałamy. 
A Philippe Blain wcale nie pomagał. Zamelinował się w Tokio i za żadne skarby nie zamierzał stawić się w francuskiej ambasadzie. Oczywiście zasłaniając się procedurami. 
Oh, jak można być takimi pedantami. 
Gdy Arabella usłyszała narzekanie Mathieu, śmiała się przez dobre pół godziny. 
Komendant nie miał pojęcia dlaczego. 
W każdym razie sytuacja była trudna, acz nie beznadziejna. Owszem, nie mógł na razie dotrzeć do prawdziwej wersji śmierci młodego Arsénégo, ale przecież był też drugi chłopak.  Lois Havorois w momencie śmierci miał dwadzieścia lat. Popełnił samobójstwa. Był niezłym siatkarzem, ale nie wróżono mu wielkiej kariery. Pewnie przez większość życia włóczyłby się po średnich europejskich ligach, czy niszowych zespołach. 
Ale na kadrę narodową juniorów wystarczało. Przynajmniej na bycie rezerwowym. 
Matthieu zerknął na zegarek. Dochodziła druga po południu. Miał jeszcze mnóstwo czasu. 
Zgarnął papiery, odznakę i Frédériqua ( a niech się młody uczy) i już kilka minut później wyjeżdżali z miasta. 
— Myśli pan, że będzie chciał rozmawiać? — zapytał Fréd, przeglądając pospiesznie zebrane informacje o ojcu Loisa. 
— Mamy sprawić, by chciał — burknął Matt. — Wiesz, jak przeprowadza się tego typu przesłuchania? 
— Nie wspominamy, że to przesłuchanie. Zadajemy ostrożne pytania. Pozwalamy by świadek mówił. Odwołujemy się do uczuć. 
— Nieźle. 
— Uważnie słuchałem wykładów. 
Komendant kiwnął głową. Lubił, gdy sierżanci wiedzieli, co robią. Dzięki temu nie musiał po nich poprawiać. 
Dom Havoroisa znajdował się na przedmieściach i kiedyś musiał być naprawdę ładny. Mały, drewniany, z uroczym gankiem, lata świetności miał już za sobą. Ze ścian odchodziła farba, od dachu oderwała się pordzewiała rynna. Nie ogrodzony ogródek zarósł chwastami, a kostka popękała. 
— To na pewno dobry adres? — Fréd krytycznie przyjrzał się domostwu. 
— Ktoś tu mieszka. — Matt wskazał suszące się na balkonie pranie. — Ale zachowaj ostrożność. Mieszkańcy mogą nie chcieć policji. 
Wysiedli z samochodu. Okolica była spokojna, pozostałe domy zadbane. W oddali kilku chłopców jeździło na rowerach. 
Do drzwi zapukał Matthieu. Dopiero za drugim razem ktoś otworzył. W progu stanął mężczyzna. Koło sześćdziesiątki, z resztkami siwych włosów i kilkudniowym zarostem. 
— W czym mogę pomóc? 
— Pan Albert Havarois? 
— Tak. 
— Nazywam się inspektor Matthieu Ferret. A to sierżant Frederique Rosher Chcielibyśmy z panem porozmawiać. Czy możemy porozmawiać? 
Mężczyzna zawahał. Zerknął przez ramię w głąb domu, a potem nerwowo kiwnął głową. 
— Proszę, zapraszam. 
Zaprowadził ich do niedużego, zaniedbanego salonu. Na meblach sprzed pół wieku osiadł kurz, a fotele skrzypiały przy każdym ruchu. Na ścianach wisiało mnóstwo zdjęć. Większość przedstawiała tego samego, blondwłosego chłopaka na różnych etapach życia. 
— Chcą panowie herbaty? Albo kawy? Mam też herbatniki, sprzed kilku dni, ale jednak… 
Za nim policjanci zdążyli zaprotestować, Havarois zniknął w kuchni. Wrócił po kilku minutach, z tacą wypełnioną ciasteczkami i dzbankiem kawy. 
— Przepraszam za mój stan, ale panowie tak bez zapowiedzi, domu nie zdążyłem ogarnąć, wiedzą panowie, żonie się zmarło pięć lat temu, no i od tego czasu jakoś sam próbuję wszystko ogarniać, radzę sobie średnio, ale mojej Rosie, to mało kto by dorównał. Wspaniałą kobietą była, wspaniałą, bez niej to ciężko, oj ciężko. 
Matt cierpliwie wysłuchał mężczyzny. Fred wziął jedno z ciastek. To nie był dobry pomysł. Coś chrupnęło, trzasnęło, a jeden z miejscowych dentystów mógł się cieszyć sowitym zarobkiem. 
— Są… przepyszne — sierżant uśmiechnął się z trudem. 
Mężczyzna rozpromienił się. Nalał herbaty, a potem usiadł w skrzypiącym fotelu. 
— W takim razie, o czym chcą panowie porozmawiać? O pani La Feté? Trzy razy jej powtarzałem, że stawianie elektrowni domowej roboty na pierwiastki promieniotwórcze to zły pomysł. Oczywiście mnie nie posłuchała. Mam nadzieję, że nie pójdzie do więzienia, to dobra kobieta jest, tylko trochę szalona… 
Tym razem Matt przeszedł do rzeczy. 
— Chodzi o pańskiego syna.
Havarois zamarł z ciastkiem w ręce. Przełknął głośno ślinę. 
— O Loisa? — wydukał. — Myślałem, że sprawa jest zamknięta. 
— Pojawiły się nowe okoliczności. 
Mężczyzna kiwnął głową. Wstał i podszedł do zakurzonej komody. Ze środka wyjął album w niebieskiej okładce. 
— To on, mój Lois. — Otworzył na pierwszej stronie. — Był… doskonały. Dobry chłopak. Wszyscy go lubili. Grał w szkolnej drużynie, był członkiem wolontariatu, oddawał krew… Moje kochane dziecko. 
— Dobrze go państwo wychowali — mruknął Matthieu, przeglądając zdjęcia. 
— To robota mojej Rosie. Nie mogliśmy mieć więcej dzieci. Ja pracowałem, a ona poświęciła się dziecku. Ale weekendy spędzaliśmy razem. Byliśmy szczęśliwą rodziną. A teraz zostałem tylko ja. 
Ból na jego twarzy był wręcz namacalny. Policjanci wymienili znaczące spojrzenia. Wiedzieli, że ta rozmowa będzie trudna. Teoretycznie przygotowali się na to. Jednak z ciężko było podejść neutralnie do ludzkiego cierpienia. 
— Proszę opowiedzieć nam o ostatnim roku z życia syna — poprosił ostrożnie. 
— Po co? To było tylko samobójstwo. Tak powiedziała policja. 
— Możliwe, że mamy zabójstwa powiązane ze śmiercią Loisa. 
Havarois jęknął. Zdjął ze ściany zdjęcie. To była kopia fotografii, którą Matt znalazł na strychu ostatniej ofiary. 
— Chciał zostać siatkarzem. Grał od małego, dla rozrywki, ale w dwa tysiące trzecim reprezentacja zdobyła brąz mistrzostw świata, no i Lois wpadł po uszy. Grał tam wtedy taki młody przyjmujący, Antiga się chyba nazywał, teraz w trenerce robi. Lois został jego fanem. Na przyjęcie się nie nadawał, poszedł w rozegranie. Młodzicy, kadeci juniorzy i tak dalej. Marzył o pierwszej reprezentacji. 
— Ale? 
Mężczyzna zacisnął pięści. W jego oczach pojawiła się złość. 
— Byli tacy, co uważali, że inni grają lepiej. Jak przychodziło co do czego, to Lois lądował na ławce. Więc trenował jeszcze ciężej. Robił dziesięć razy więcej niż inni, ale na końcu i tak nie wchodził na boisko — Z każdym słowem Havarois coraz bardziej podnosił głos. — W końcu zaczęło go to dobijać. Widzieliśmy, jak tracimy naszego chłopca, jak ulatnia się z niego szczęście. I w końcu stało się najgorsze. Odebrał sobie życie. Straciliśmy go na zawsze. — Prawie się rozpłakał. Schował twarz w dłoniach, jego ramiona zaczął drżeć. 
Matt odłożył album. Wyjął z aktówki papierową teczkę i przesunął ją po ławie. 
— Proszę obejrzeć te zdjęcia. Rozpoznaje pan kogoś? 
Havarois przetarł oczy. Obejrzał zdjęcia ofiar. Przyglądał im się uważnie, marszczył brwi. Po zastanowieniu odpowiedział. 
— Nie, nie kojarzę, naprawdę bardzo chciałbym pomóc, ale nikogo nie znam. — Uśmiechnął się przepraszająco. — Czy tak jak Lois są powiązani z morderstwem?
— Owszem — Potwierdził Matthieu. — Ale nic więcej nie możemy powiedzieć. Bardzo dziękujemy za pomoc. 
Pożegnali się kulturalnie. Podziękowali kilkukrotnie i opuścili dom. Havarois wrócił do swoich zajęć, a policjanci wrócili do samochodu. Chłopcy w oddali nadal jeździli na rowerach. W okolicy nadal panował spokój.
— Za wiele to się nie dowiedzieliśmy — mruknął Fréd. — Kolejne stracone godziny. 
— Mylisz się. — Matt zamknął drzwi i uruchomił silnik. — Dostarczył nam wielu cennych wskazówek. 
— Niby jak? 
— Okłamując nas. 

***
Stephane czekał. Siedział na kanapie i próbował zachować spokój. Oddychał głęboko, starając się opanować drżenie rąk. Dzieci wysłał do ogródka, a sam czekał na żonę. Od godziny układał sobie w głowie, co powie. Próbował ją zrozumieć, naprawdę. Ale po ostatnim, burzliwym roku obiecali, że będą lepiej dbać o małżeństwo. 
A teraz Stephanie go okłamała. I wyglądało na to, że sprawa była poważna. 
— Pamiętaj, by dać jej się wytłumaczyć — powtarzał sobie. — Może tak naprawdę tylko panikuję? Może… szykuje jakąś niespodzianki. Tak, tak, na pewno. Nie przesadzaj, przecież nie przyłapałeś jej na zdradzie tylko rozmowie. Z kobietą! Może chodziło o szkołę tańca? To dla niej strasznie ważne, może nie była pewna, czy wypali, tak, tak właśnie było… 
Szczęknął zamek w drzwiach. Stephane poderwał się na równe nogi i odruchowo wygładził koszulę. 
— Wróciłam! 
Stephanie weszła do salonu. Wyglądała normalnie, nawet się trochę uśmiechała. Jakby nigdy nic się nie stało. 
— Załatwiłam wszystko i jeszcze zrobiłam zakupy. Moja siostra i Matt mają teraz urwanie głowy, więc pomyślałam, że zrobię obiad i przynajmniej trochę im się odwdzięczę — zaczęła się krzątać w kuchni. — A jak minął dzień dzieciakom? Bardzo dawały w kość? Niby Time i Manoline są już duzi, ale niespożyte pokłady energii mają po tobie. — Parsknęła śmiechem. 
Stephane tylko uśmiechnął się nerwowo. Nadal stał w salonie, głowiąc się od czego w ogóle zacząć. Stephanie wyglądała na beztroską, rozluźnioną. Nie chciał tego psuć. Mieli pierwsze tak długie, wspólne wakacje od wielu lat. Chciał czerpać z każdej sekundy razem. 
Ale jednak sytuacja z placu nie dawała mu spokoju. 
— Możemy porozmawiać? — poprosił cicho. 
Stephanie zmarszczyła brwi. Odłożyła zakupy i usiadła przy stole. 
— Coś się stało? 
— Można tak powiedzieć. 
Nerwowo przeczesał palcami włosy. Przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy. On skubał róg kolorowego obrusu, ona czekała cierpliwie. 
— Widziałem cię dzisiaj w kawiarni — przyznał w końcu. — Jak rozmawiałaś z Lily, tą policjantką Matthieu. Dlaczego nie powiedziałaś, że się z nią spotkasz?
Ze świstem wypuścił powietrze. Odwróciła głowę, by nie patrzeć mężowi w oczy. Zaczęła uderzać palcami o stół. Wiedział, że się denerwuję. Znał ją przecież od prawie trzydziestu lat. 
— Powiedzmy, że miała dla mnie pewne informacje. 
— Aż tak ważne, by je przede mną ukryć? 
Nie odpowiedziała. Zamiast tego wstała i zaczęła krążyć w okół stołu. Potem usiadła i znów wstała, jakby nie mogła znaleźć sobie miejsca. 
— Myślałam, że ty mi powiesz — szepnęła. — Że po tylu latach możemy sobie zaufać. Dwadzieścia lat razem, na dobre i na złe, prawda? A jednak zataiłeś przed mną tak ważny fakt. 
Stephane zgłupiał kompletnie. Patrzył na żonę szeroko otwartymi oczami i nie miał pojęcia, co powiedzieć. W pośpiechu przypominał sobie ostatnie lata, próbując zrozumieć, gdzie popełnił błąd. Okej, nie był mężem idealnym, praca mu na to nie pozwalała, ale starał się jak mógł. Gdy był w domu brał czyny udział w życiu rodziny. Kochał żonę, kochał dzieci, zrobiłby dla nich wszystko. Żadnych romansów, skoków w bok, nawet wypadów na dyskoteki za młodu, jak z drużyną na turnieje jeździł. 
A Stephanie odpłacała się tym, że cierpliwie ignorowała rzesze kibiców płci żeńskiej, które po każdym meczu dobierało się do jej męża. 
Co mogło pójść źle? 
— Nic nie rozumiem — przyznał. — Chodzi o tę całą sprawę z morderstwem? Robię tylko za konsultanta, nawet mi za to nie płacą. Jeśli chcesz, to się wycofam. 
Stephanie zacisnęła usta w wąską kreskę. Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej cienką teczkę. Tę samą, którą dostała od Lily. 
— Pamiętasz Dafne Tuvo? 
Zmarszczył brwi. Zastanowił i po chwili przecząco pokręcił głową. 
— Na pewno? Chodziła z nami do liceum. Złamała nogę staremu Jeanowi. 
— A, kaczuszka Dafi! — Stephana nagle olśniło. — Pamiętam! Taka blondynka, z sprężynkami, zawsze z kokardką na głowie. Chyba nawet się nieźle dogadywaliśmy. 
— Byłeś z nią na balu absolwentów. 
— Naprawdę? 
Morderczy wzrok Stephanie mówił wszystko. Stephane postanowił się już więcej nie odzywać. 
— Podkochiwała się w tobie przez całe liceum. 
— Jakoś tego nie pamiętam. 
— Wiedziała o tym cała klasa. 
— Serio, nie zwracałem uwagi. — Rozłożył bezradnie ręce. — Wiesz doskonale, że wtedy najważniejszy był dla mnie sport. 
— W takim razie odświeżę ci pamięć.
Podsunęła mu teczkę. Otworzył ją powoli, nie mając pojęcia, czego się spodziewać. Skończył szkołę wiele lat temu, wspomnienia z tamtych czasów były zamglone i chaotyczne. Był młody i głupi. Z Stephanie byli wtedy tylko dobrymi znajomymi. Dopiero po skończeniu szkoły zbliżyli się do siebie. 
Otworzył teczkę. W środku znajdowały się jakieś zdjęcia. Pierwsze było stare, musiało pochodzić z poprzedniego wieku. Już kolorowe, ale słabej jakości. Przedstawiała parę nastolatków siedzących na kocu nad jeziorem. On miał krzywo przycięte, jasne loki, ona burzę włosów związaną zieloną kokardą. Uśmiechali się i obejmowali. 
Stephanowi wydawało się, że skądś ich zna. 
— Poznajesz? 
— No…
— To ty, skarbie. Ty i Dafne. — Stephanie pochyliła się nad stołem i postukała palcem w zdjęcie. — Chyba nieźle się bawiliście.  
Z świstem wypuścił powietrze. Nadal nie miał pojęcia, co się dzieje. Stephanie rzadko była zazdrosna. Tak naprawdę nigdy. Za to ją podziwiał. 
— To było dawno temu. Miałem osiemnaście lat. Kumplowaliśmy się i tyle. Zresztą, dlaczego niby Lily miałaby szukać moich szkolnych miłostek. 
I tu Stephanie westchnęła. Już się nie uśmiechała, nawet ironicznie. Była śmiertelnie poważna. Stephane już wiedział, że to co zaraz usłyszy, na zawsze zmieni ich relacje. 
— Ponieważ Dafne Tuvo była matką Lily. A ty jesteś jej ojcem. 

***

Jedną z wielu rzeczy, które Matt uwielbiał w swojej pracy, były burze mózgów. Ale zorganizowane i przemyślane. Zbierał wtedy cały zespół w sali obrad, rozkładał nowiutką tablice, otwierał paczkę pisaków, myślał i kazał myśleć innym. Analizował po raz setny przebieg morderstwa, wszystkie poszlaki i zeznania świadków. Potem czekał na pomysły. Im więcej, tym lepiej. Miały być dokładne i dopracowane. 
On to uwielbiał. Jego współpracownicy niekoniecznie. 
— Robisz zapasy? — zapytała Arabella, widząc jak Frédérique wnosi do sali stos pudełek z pizzą. 
— To będzie cud, jak wyjdziemy z stąd przed dwudziestą — burknął. — Lepiej się zaopatrzyć. 
Musiała mu przyznać rację. Zrobienie zapasów było jedynym skutecznym sposobem na przetrwanie narad. Sama przygotowała kilka — no dobra, klikanaście — tabliczek czekolady. 
„Pójdzie w cycki” pomyślała i wróciła do piłowania paznokci. 
W tym czasie Fréderique zajął się przygotowaniem sali. Choć sprawa nie miała nawet tygodnia, Matthieu zdążył zapełnić aktami z dwadzieścia pudeł. Jakimś tysiącem zdjęć. Fred musiał je wszystkie wyjąć i powiesić. Oczywiście w dokładnie określonej kolejności. Inaczej szef by się wściekł. A nikt nie chciałby zadzierać z wściekłym Ferrettem. 
— Dobrze znasz Lily? — zapytał, gdy przypiął ostatnie zdjęcie. 
— To zależy. — Bella wzruszyła ramionami. — A dlaczego pytasz? 
Z zakłopotaniem podrapał się po głowie. Wziął kawałek pizzy i przez moment żuł w zamyśleniu. 
— Chodzi o to, że ostatnio odkryłem coś ciekawego. Wiedziałaś, że mama Lily popełniła samobójstwo? 
Kobieta zmarszczyła brwi. Usiadła przy komputerze, założyła nogi na nogę, odpakowała kolejnego lizaka. Zaczęła wpisywać coś w system. 
— Szukasz jej akt? — Frédérique przekrzywił z zaciekawieniem głowę. 
— Sprawdzam buty na przecenach. 
To na chwilę zamknęło młodego policjanta. Skupił się na jedzeniu. Wzrok wlepił w stół, jednym palcem rysując na bracie wymyślne wzorki. 
— Lily wychowała się w rodzinach zastępczych — odezwała się nagle Arabella. — Tyle wiem od Matta. Nie ma żadnych bliskich, a przynajmniej o żadnych nie wspominała. Pilna uczennica, mądre dziecko, które z drobną pomocą państwa osiągnęła sukces. 
— I nigdy nic nie mówiła o swojej matce? 
— Tylko tyle, że nie żyje. 
Fréd kiwnął głową. Nie chciał dalej dopytywać, ale teraz to Bella zainteresowała się tematem. 
— Skąd wiesz, co stało się matce Lily? 
Westchnął cicho. Odłożył pizzę i splótł palce. 
— Przez przypadek znalazłem jej akta w archiwum — przyznał. — Lily musiała ich szukać, bo leżały na wierzchu. Tylko zajrzałem… było zdjęcie Lil… naprawdę nie chciałem, to był przypadek!
Arabella skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na niego znaczącym wzrokiem. Fred skulił się w sobie. Udawał, że w skupieniu ogląda zdjęcia z miejsc zbrodni. Ale był słabym aktorem. 
— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. 
— Przecież nikt oprócz ciebie o tym nie wie. 
— Zamierzasz porozmawiać o tym z Lily? 
Fréd zacisnął zęby. Bella uderzyła w czuły punkt. Prawda była taka, że nie miał pojęcia, co robić. Myślał długo, intensywnie, rozważał wszystkie za i przeciw. Narysował nawet tabelkę! Z jednej strony chciał wiedzieć. Czuł, że dzieje się coś dziwnego, że Lily coś przed nimi ukrywa. Chciał ją chronić za wszelką cenę. 
Ale jednocześnie bał się, że ją wystraszy. Że wyjdzie na wścibskiego i cała ich relacja legnie w gruzach. O nie, za żadne skarby nie mógł do tego doprowadzić. 
— Muszę być ostrożny. Skoro nigdy nie wspominała o matce, to pewnie jest to dla niej trudny temat. Lepiej zaczekam aż sama coś wspomni. 
— Dobrze myślisz — pochwaliła Arabella. — Gdy Lily ci zaufa, może się otworzy. Ale to stawia nas przed pewnym bardzo ważnym pytanie. Czy zaprosiłeś już naszą śliczną koleżaneczkę na randkę? 
Frédérique zaczerwienił się gwałtownie. Odchrząknął i odwrócił wzrok. 
— No… tak… znaczy nie… znaczy… ciężko powiedzieć — westchnął głęboko. — Spędziliśmy trochę czasu w jej mieszkaniu. Głównie gadaliśmy o śledztwie, ale jednak coś. 
— Czyli jesteś ciotą. 
— Co? Ja... 
Już chciał zaprotestować, ale nagle do pokoju wszedł nie kto inny, jak Lily. W rękach trzymała paczkę. Uśmiechała się nieznacznie, tak, jakby usłyszała wyjątkowo dobrą wiadomość. 
— Za ile zaczynamy? — zapytała. 
Fréd poderwał się na równe nogi. Pospiesznie odsunął krzesło, wziął od dziewczyny paczkę i usiadł z powrotem dopiero, gdy i Lily usiadła. 
— Pewnie za chwilę. — Bella znów skupiła się na paznokciach. — Nasz kochany komendancik zapowiedział spotkanie na piątą zero zero. Jest za minutę. Czy kiedykolwiek się spóźnił? 
— Nigdy. I nigdy nie zamierzam. 
Odwrócili się jak na komendę. Matthieu pojawił się w drzwiach dokładnie w momencie, w którym zegar wskazał piątą po południu. 
— Pakujcie się. Narady nie będzie. 
Wymienili zaskoczone spojrzenia, ale za nim zdążyli zareagować, Ferrat podszedł do tablicy i przyprął do niej kolejne zdjęcie. 
— Mamy kolejną ofiarę. 
— Kolejną? — Lily aż odchyliła się na krześle. 
— Kolejną. Iwo Garyn. Lekarz. Znaleziony godzinę temu w swoim gabinecie. Jedziemy na miejsce za nim dzielnicowi zatrą ślady. 
— Ale to na pewno ten sam sprawca? — Arabella sceptycznie spojrzała na ekran komputera. 
— Okrutna metoda. Wyjął mu wnętrzności. Powiązania z siatkówką. Wydawał zawodnikom pozwolenia na grę. 
Fréd syknął, Lily pobladła, a Arabella tylko prychnęła kpiąco. 
— Mógłby wymyślić coś oryginalniejszego. 
Matthieu zgromił ją wzrokiem. Próbował ukryć podekscytowanie, ale każdy dostrzegłby te charakterystyczne błyski w oczach. Kolejne morderstwo, kolejne ślady. Byli coraz bliżej rozwiązania. Przecież morderca w końcu musi popełnić błąd. 
— Mamy trzy ofiary i wyraźne powiązanie, co to oznacz? — zwrócił się do sierżantów. 
— Znajdźmy wspólny czynnik, a znajdziemy mordercę — odpowiedziała bez wachania Lily. 
— Dokładnie. Bella, sprawdź jeszcze raz wszystkie dane. Musimy mieć nawet najmniejsze powiązania. Od wspólnych lekarzy, po papier toaletowy, którego używali. Wszystko. 
Fédérique zmarszczył brwi. Zerknął na Arabellę, która już z westchnięciem siadała do komputera. 
— Myślałem, że czynnikiem wspólnym jest siatkówka? 
Matt pokręcił z dezaprobatą głową. 
— To za mało. O siatkówce wiedzieliśmy od samego początku. Ale teraz mamy coś więcej. Ci ludzie wiele lat temu zaszkodzili komuś. A my musimy odkryć komu. 
Chłopak kiwnął głową. Nie zamierzał kłócić się z komendantem. Nie teraz, kiedy mieli zadanie do wykonania. 
— A to po cholerę przytargaliście to pudło?
Dopiero teraz wszyscy przypomnieli sobie o paczce przyniesionej przez Lily. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco. Zgarnęła przesyłkę i wyprostowana jak struna, stanęła przed przełożonym. 
— Przyszło przed chwilą do pana komendanta. Listonosz zostawił na portierni. 
Matthieu zmarszczył brwi. Wziął paczkę, obejrzał ją ostrożnie. Potrząsnął, ale nic nie zagrzechotało. 
— Brakuje nadawcy — mruknął. Położył pudło z powrotem na stole i wyjął z kieszeni scyzorek. Pozostali podeszli bliżej, by lepiej widzieć. 
Matt przeciął taśmę i zamarł. 


W środku bowiem znajdował się skalp Cassandry Le Fait.


Hej, cześć i czołem! Czy w tym dziwnym czasie cierpicie może na niedobór morderstw? Jeśli tak, to przybywam z ratunkiem. Zbliżamy się do punktu kulminacyjnego tego opowiadania. Chyba już pomalutku łączycie wszystkie fakty, prawda? Jak zwykle z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i za wszystkie z góry dziękuję. 
Pozdrawiam
Violin

3 komentarze:

  1. Fuj, po tym rozdziale stwierdzam, że za miękka jestem na kryminały i na bank nie cierpię na niedobór morderstw, kolejny raz fuuuuuuuj. Dobrze, że jestem już po śniadaniu.
    Od czego tu zacząć?
    Jestem na maksa zachwycona Fredem <3 on jest jakiś taki słodki XD mam nadzieję, że odważy się i zagada porządnie do Lily, bo na razie to odstawia jakieś podchody, odwagi chłopie!
    Małżeństwo Antiga, tu już jest problem, bo wyjście takiej informacji po kilku latach małżeństwa? Niefajnie musieli się czuć i nawet nie chcę zgadywać, które z nich czuło się gorzej...Niestety każdy z nas ma swoją przeszłość, ciekawe czy ta Stephana będzie tą dobrą czy złą?
    Eeeee kolejne trupy, ile ich jeszcze będzie? XD Niech Matt i ekipa biorą się do roboty!
    Pozdrawiam
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, po przeczytaniu tego rozdziału pierwsze co mi przyszło na myśl to to, iż ojciec Lois'a Havorois jest mordercą i mści się na ludziach z powodu których kariera jego syna nie rozwinęła się tak jakby tego chciał. Możliwe, że chłopak był niesprawiedliwe traktowany, kto wie. Ale czy opcja z panem Havorois nie byłaby zbyt ... oczywista? ^^ Skłamał mówiąc, że nie zna osób na zdjęciu? Czy umknął mi jakiś fakt, który wychaczył Matt swoim profesjonalnym myśleniem? Chyba byłam tak samo zaskoczona jak Frédériq.
    Uwielbiam Arabellę. Jest ona takim zabawnym ogniwem w tej kryminalistyce :D Jej riposty zawsze doprowadzają mnie do wyszczrzu bądź do parsknięcia śmiechem. Niczym rasowy policjant przepytała biednego Frédériqa o jego postępy w zaproszeniu Lily na randkę. I chyba niekoniecznie zdziwiła się jego odpowiedzią ^^ Chłopak po prostu nie ma tej śmiałości, choć na kilometr czuć że bardzo mu na koleżance z pracy zależy. A że fajtłapowaty jest to inna sprawa ^^
    Mamy kolejne morderstwo! Kolejne makabryczne morderstwo ... sama wzmianka o wnętrznościach jest na to dowodem, ugh! Szczęka mi jednak opadła gdy Matt otworzył paczuszkę. Lily jakby nigdy nic nosiła sobie ją w rękach. Aż mnie dreszcz zimny przeszył!
    Ale że Lily córką Stephana? O.o Trudno mi w to uwierzyć. Po prostu dziwne, aby nie pamiętał on o swojej byłej dziewczynie. Chyba sklerotykiem nie jest, prawda? Ale kto wie, kto wie. Chociaż bardziej sądzę, że skoro matka Lily podkochiwała się w Stephanie to mogła jakoś wmówić innym iż to on jest ojcem jej córki. Czekam niecierpliwie na rozwiązanie tego faktu :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coraz to nowsze poszlaki rzucają nowe światło na sprawę, więc Matt wraz z Frédériqo złożyli wizytę ojcu siatkarza, który domniemanie popełnił samobójstwo. Rozgrzebywanie raz z pewnością nie było łatwe dla pana Havoroisa... W końcu stracił syna, a później żonę i został sam jak palec. Trochę się zdziwił, że policja ponownie zapukała do jego drzwi po tylu latach, ale chciał im pomóc jak tylko mógł... I no właśnie ^^ Tutaj zaczynają się schody. Skoro Matt wydedukował, że pan Albert kłamie to coś niewątpliwie musi się za tym kryć. Tylko co? I koniec końców w jakiej sprawie zataił przed Mattem i Fredem istotne informacje? Nie rozpoznał osób na zdjęciu...? W każdym razie na pewno ciężko jest mu pogodzić się z faktem, że syn odebrał sobie życie przez siatkówkę, która miała otworzyć mu drzwi do kariery. Ciekawa jestem ^^
    Lily córką Stephana?! Ale jak?! No tego to ja się nie spodziewałam! I przyznam szczerze, że jestem zaskoczona reakcją mężczyzny. Bo skoro Lily może być jego córką to chyba bardziej powinien pamiętać kobietę, z którą coś go łączyło. Chyba że to jakieś wierutne kłamstwo! Albo ktoś chce po prostu skłócić małżeństwo państwa Antiga i posługuje się takimi sztuczkami. Już zacieram ręce na konfrontację Stephana z Lily :D
    Dzięki Arabelli na komisariacie nie ma nudów! Ta kobieta to złoto :D Zawsze wszystko wie i każdemu służy dobrą radą :) Tym razem padło na Freda... Biedaczek, już się nie uchroni przed insynuacjami! Ale może za sprawą docinek Arabelli zdecyduje się w końcu zaprosić Lily na randkę, albo powiedzieć jej co czuje? Bo na razie jego nieśmiałość czuć na kilometr, ale on jest w tym wszystkim uroczy :) Martwi się o Lily i chce dla niej jak najlepiej, lecz nie bardzo wie, jak ma poruszyć z nią temat znalezionych akt. I wcale mu się nie dziwię! To delikatna sprawa, więc tak hop siup działać nie można ^^
    Aż mnie otrzepało na wieść, co takiego kryło się w tym tajemniczym pudle. Boże, a Lily tak swobodnie z nim spacerowała! Brrr :D
    I o masz Ci los, kolejne morderstwo... I równie makabryczne, jak poprzednie. Cóż, śledztwo nie zwalnia, a przyspiesza z każdą sekundą :)
    Czekam na nowość z niecierpliwością ^^
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń